sobota, 11 maja 2013

Rozdział 25.

Kochani, to już 25 rozdziałów! O.O
Dziękujemy Wam z całego serduszka, że tyle wytrzymujecie z nami i naszymi humorzastymi wenami!
Zbliżamy się do 2500 wyświetleń! Wyobrażacie to sobie? A marzyłyśmy, żeby chociaż stówa Was była... xD
Dziękujemy Wam ~ RR i I'm Fucking Unicorn ♥ (Prawda, że dla Was zawsze pozostanie ona Misską? :P)
(Ścieżka 49)
Rozdział 25.

- Bez namysłu zerwałam się z łóżka, narzuciłam na siebie pierwsze lepsze ciuchy i pognałam do Patryka z prośbą o podwiezienie do szpitala. Przy okazji zabrali się z nami Regi, Tomek i Krystian.
***
Czekaliśmy pod salą już chyba dobrą godzinę, gdy do poczekalni wpadł Seba. Jednak przykuł on naszą uwagę. Miał na sobie... piżamę a'la Superman.
- Seba... Wyglądasz... - Nie wytrzymałam i wybuchnęłam śmiechem.
- Hehe, bardzo śmieszne, boki zrywać! Nie rań mojej dumy!
Wszyscy zwijali się ze śmiechu. Niestety naszego superbohatera nie wpuszczono na salę. Wzruszył ramionami i udał się tam, gdzie superbohater chodzi piechotą.
Kilka minut później pielęgniarka zaprosiła nas do środka. Byłam pierwsza. Ujrzałam wykończoną Wercię. Na rękach trzymała małe, różowe zawiniątko. Wszyscy od razu przypadliśmy do łóżka i zaczęliśmy wypytywać o różne duperele.
- Superman is here!!! - Do sali wpadł Seba, ubrany adekwatnie do tego, co powiedział.
- Seba... - Uśmiech wpełzł na moją twarz, bo zauważyłam, że gdy Werka go zobaczyła, w jej oczach pojawiły się gwiazdki.
- Werciu, jak się czujesz, wszystko w porządku? Przynieść ci coś? Poprawić poduszkę? A mogę potrzymać malutką?
- Wszystko jest w jak najlepszym porządku, niczego nie potrzebuję. Możesz ją potrzymać, ale... powiedz mi, czemu jesteś w stroju Supermana?
- Pralkę szlag trafił i musiałem wziąć jeden ze strojów tego tu - Wskazał na Krystiana.
Weronika ponownie się uśmiechnęła i powoli wręczyła Sebie różowe zawiniątko.
- Jej, jaka ona malutka! I taka krucha, boję się, że ją rozgniotę! Albo upuszczę! Jest taka podobna do ciebie... Taka piękna... - Gołąbeczki chyba zapomniały, że nie znajdują się same w sali, ale nie przeszkadzaliśmy im. Tak cudnie razem wyglądali... - Werciu, a co, jeśli ona mi wypadnie? Nie, nie dopuszczę do tego! Będę... Oj... Wy ciągle się na nas patrzycie, prawda? - W końcu zostaliśmy zauważeni.
***
(Ścieżka 50)
Jestem bardzo szczęśliwa. Regi mnie docenia. Uwielbia, gdy dzwonię do niego, gdy piszę SMS-y i takie tam duperele. Często chodzimy na spacery, do kina. Gdziekolwiek, byleby nie siedzieć w domu. Patryk zaczął już narzekać, że nie może się mną nacieszyć. Śmieszne, niedawno sam mnie wyganiał do ludzi. 
Dzisiaj Regi miał pojechać z mamą na zakupy. Oczywiście przez zakupy z mamą rozumiemy marnowanie życia przed komputerem. Przecież to Regi. W sumie nie przeszkadzało mi to, jeszcze mamy czas, nie będziemy przecież jeszcze umierać. Wracałam z zakupów. Odkąd wróciłam do Polski, nie byłam na żadnych zakupach. Jak mogłam?! Tyle razy się nudziłam i nie wpadłam na pomysł, żeby pójść na zakupy. Poszłam do najbliższych sklepów, jednak samej to jest inaczej. Wercia siedzi z maluchem, więc nie może iść na zakupy, a ja się nudzę. Kupiłam sobie trzy pary trampek, koszulki, szorty, ale najbardziej jestem zadowolona z pary butów dla Patryka. Są świetne! Gdyby nie to, że są męskie, to sama bym je nosiła. Hmmm kuszące...
- Patryk! Patrico! - cisza. W tym domu nigdy nie było cicho. Coś mam dziwne przeczucia. - Patryk, gdzie ty jesteś? 
- Magdzia. Wróciłaś. Jestem na górze. - odparł Patryk schodząc po schodach. - No właśnie teraz już nie jestem. 
- Tia. Patrz, kupiłam ci świetne buty. Są takie cudowne, że sama bym je nosiła.
- Dobrze Magda, zwolnij. Pokaż te buty. 
- Dobrze, już.
Wyjęłam buty z pudełka i zaczęłam się nimi zachwycać. 
- Magdzia... 
- Co?
- Buty są świetne, ale ja nie będę w nich chodził. Daj je temu swojemu Reginaldowi. 
- Nie podobają ci się? Szkoda. 
- Dlaczego?
- No bo...
- Dobra, nie kończ! Chyba nie chcę zagłębiać się w ciemne strony twojego mózgu. 
- Śmieszne. 
- Dobra, ja idę do Regiego. Cześć! 
- Cześć! 
Wyszłam z domu i poszłam do Regiego. Wiedziałam, że podobno ma być poza domem, ale przecież znam go lepiej, niż własną grządkę pietruszki. Gdy w końcu dotarłam na miejsce, zobaczyłam zasłonięte żaluzje, czyli Regi jednak jest w domu. Ale perfidny kłamca. Myślał, że się nie dowiem. Nie było nikogo oprócz niego. Drzwi były lekko uchylone. "Pobawię się w złodzieja", pomyślałam i weszłam do środka. Dobra zabawa. Zapukałam do pokoju Regiego. 
- Nie ma mnie dla nikogo! - odkrzyknął chłopak. 
- Nawet dla mnie? - odparłam wchodząc do pokoju. Stanęłam przed drzwiami, a chłopak od razu się obrócił. 
- Ale ty nie jesteś nikim. - wstał i podszedł do mnie. - Hej piękna. - złapał mnie w tali i delikatnie pocałował. Przeszły mnie przyjemne dreszcze. Dawno już nie czułam niczego podobnego. 
- Dlaczego kłamiesz? Wiesz, że cię kocham?
- Ja nie kłamię. - znów tak cholernie pięknie się uśmiechnął. Jak dziwnie to na mnie działa. Mam ochotę piszczeć i uśmiechać się cały dzień. - I tak wiem. 
- Tak, jasne. 
- Nie kłóć się ze mną, bo nie wygrasz. 
- Kłamca. 
- Nie kłamię. Nie kłóć się ze mną, bo i tak nie wygrasz. Przed chwilą ci to mówiłem.
- A jak będę, to?
- To... to... to cię połaskoczę! 
- Nie zrobisz mi tego! 
- Zrobię. - tak jak się spodziewałam, Regi zaczął mnie łaskotać. Przewidywalne? I to jak. Zaczęłam go błagać, żeby przestał. Mam cholerne łaskotki i dużo ludzi to wykorzystuje. Wyrwałam się z tych kochanych rąk, które stały się moim katem i popchnęłam Regiego na łóżko. Usiadłam mu na biodrach i przytuliłam się do niego. On również mnie objął. Jego oddech przyspieszył, postanowiłam to wykorzystać. Szybko wyrwałam się z jego objęć i rozpięłam pierwszy guzik mojej kraciastej koszuli.
- Umm... Magda... Co ty?
- Mam na coś ochotę. Na... 
- Magda?
- Na... rozmowę, zboczeńcu! Gorąco mi jest, a ty takie rzeczy wymyślasz. No wiesz ty co. 
- Boże, Magda, przepraszam. - Regi wyraźnie się speszył, a ja postanowiłam się jeszcze trochę z nim pobawić. 
- Jak tak mogłeś? Myślałam, że jesteś inny. - naburmuszyłam się jak mała dziewczynka. Doskonale się przy tym bawiłam. Gdy Regi zobaczył ten perfidny uśmieszek na mojej twarzy, u niego pojawił się podobny. Przyciągnął mnie do siebie i znów mogłam poczuć smak jego ust. To chyba niedługo stanie się naszym ulubionym sportem, o ile już nie jest. 
- To może porozmawiajmy, co? - zaproponowałam i przytuliłam się do Regiego. 
- Jak chcesz. To o czym?
- Nie wiem. Na razie sobie poleżę. Zaraz wpadnie mi jakiś temat do głowy, albo znów zacznę gadać bez sensu. Nie wiem, zobaczymy. 
Przyjemnie leżało mi się na klacie Regiego. Nigdy nie chciałam z niej wstawać. 
- Regi, skąd wiesz, że mnie kochasz? - wyszeptałam cicho.
- Słucham?
- Skąd wiesz, że mnie kochasz? - powtórzyłam głośniej. 
- Zadajesz dziwne pytania. 
- Wcale nie. Nigdy nie powiedziałeś mi wprost "kocham cię". Dlatego się pytam, skąd wiesz, że mnie kochasz?
- Oj, Madziu...
- Skąd?
- A skąd wiesz, że cię dotykam? 
- Nie o to mi chodzi.
- Skąd wiesz, że cię dotykam?
- Czuję to. 
- No właśnie. 
Popatrzyłam na niego wielkimi oczyma, po chwili zaszkliły się od łez. 
- Dziękuję. - zaczęłam płakać w koszulkę Regiego. - Dziękuję. Nikt mi nigdy nie powiedział tak pięknej rzeczy. 
- Nie płacz. Proszę. To nie miało doprowadzić cię do płaczu, liczyłem bardziej na jakiegoś buziaka. - Podniosłam się i wpiłam się w usta mojego ukochanego. To zdecydowanie mój ukochany sport. Po tej krótkiej chwili znów położyłam się na miejscu, które tak bardzo kochałam. Nie przestawałam płakać. To było zbyt piękne. Dawno nie słyszałam tak pięknej uwagi. 
- Nie płacz, kochanie. Nie płacz, proszę. Porozmawiajmy o czymś innym. Na przykład o tym, jakie owoce lubisz najbardziej. 
- Głupek. Najbardziej kocham czereśnie. 
- Chciałbym być czereśnią. 
- Dlaczego?
- Bo powiedziałaś, że je kochasz. - znów się rozpłakałam. A Regi tylko otarł mi łzy. - Ja się już nie będę więcej odzywał, bo jak coś powiem, to płaczesz. A tak chyba nie powinno być. Kocham cię. 
Spędziłam u Regiego cały wieczór. Leżałam na nim chyba z cztery godziny. Nie doszło do niczego więcej, nie chcemy się spieszyć. Chyba nie przeszło nawet nam to przez myśl. Liczyło się tylko tu uczucie, którym siebie darzyliśmy.
(Ścieżka 51)
Mijał tydzień za tygodniem i nim się zorientowałam, był 28 sierpnia. Jutro wylatuję. Spacerowałam sobie w parku, myśląc nad tym, jak ciężko rozstawać mi się ponownie z Polską. I z Regim. Ale z drugiej strony, spotkam Zoe i Dorothy! Z powrotem z pierwszej, przez rok nie zobaczę Werki i jej córki. Właśnie, z wrażenia zapomniałam napisać, że malutka będzie miała na imię Basia. Prawda, że ładnie? A ponownie z drugiej strony... spotkam Brada. Nie wiem, czemu zafundował mi taki okropny początek wakacji, ale... Trudno. Dzięki niemu stałam się silniejsza. No i zajrzę do Matta. Z ostatniej relacji Agaci wynika, że jego stan jest taki sam przez cały czas. Współczuję jej. Ja nie wytrzymałabym 2 miesięcy czuwając nad nieprzytomnym Regim. A może jednak?
Z rozmyślań wyrwał mnie chichot Werki. Zauważyłam, że spaceruje z małą. Już miałam do niej podbiec i porozmawiać, gdy zauważyłam, że nie jest sama. Obok niej szedł Seba. Niewiele myśląc, podbiegłam cicho i ukryłam się w krzakach, podsłuchując.
- Basia jest cudna. Tak jak ty. - Seba posłał Werce jeden ze swoich zniewalających uśmiechów.
- Szkoda tylko, że będzie wychowywać się bez ojca...
- Werciu, ja... muszę ci coś powiedzieć... Myślałem o tym od dawna... Ja... no... ty i Basia...
- Właśnie, wpadłam na pewien pomysł.
- Tak??? - Widziałam, że Seba się zakochał. Ale Werka... Miała wtedy te gwiazdki, a teraz?
- Wrócę do ojca Basi.
Werka, ty... kupo!!!
Zauważyłam, że uśmiech na twarzy Seby zniknął... Pożegnał się i odszedł w swoją stronę. Jednak usłyszałam  szept Werki:
- Też Cię kocham...
WTF??? Nie rozumiem do końca tej sytuacji... Zdałam się na instynkt.
- Werka! Hej, spacerujesz sobie? - posłałam jej swój zniewalający uśmiech. Jednak, zanim zdążyła się odezwać, wypaliłam:
- Co ty odpi*****asz? Najpierw spławiasz Sebę, a potem mówisz, że go kochasz?
- Magda... Gdyby to było takie proste...
- Jest!
- Ty nic nie wiesz. On... Ja nie mogę się z nikim wiązać... Nie mogę...
- Właśnie Basia potrzebuje ojca! Seba może mu go zastąpić! Nie widzisz, jak on na was patrzy?
- Ja... Nie... Przepraszam, cię, Magda, muszę pomyśleć. - Widziałam, że w oczach zaszkliły jej się łzy. Zostałam sama w parku. Telefon. Regi.
(Ścieżka 52)
Regi chciał się ze mną spotkać gdzieś na mieście. Umówiliśmy się koło wierzby. 
- Hej. - usłyszałam piskliwy głos i poczułam zimne dłonie, które przykryły mi oczy. - Zgadnij, kto to? 
- Śmieszne. Skąd ja mam to wiedzieć, skoro nie widzę?- zapytałam sarkastycznie. - Może Regi?
- Brawo, piękna. - wykrzyczał Regi i mocno mnie przytulił. 
- Kłamca!
- Znów zaczynasz? - uśmiechnął się podstępnie, a ja tylko wystawiłam mu język. 
- To co robimy?
- Chodź na spacer. 
- Heh, tradycja. - uśmiechnęłam się i ruszyłam w stronę Regiego, który odszedł już kilka kroków ode mnie. Uwielbiałam spacery z nim. 
Wieczorem znaleźliśmy się na osiedlu, składającym się z kilku bloków i jednego domku. Ten domek był taką jakby mini-wsią. Były tam kozy, kury, piękny ogródek i trochę zaniedbane podwórko, w centrum którego stał mały domek. 
- O Boże, tulipany! - pisnęłam i podeszłam do ogrodzenia. Ściemniało się, więc wszystkie kwiaty były już schowane. 
- Nigdy nie widziałem, żeby ktoś tak ekscytował się na widok kwiatów. 
- Podać ci najlepsze wytłumaczenie tego?
- Pozwól, że najpierw zgadnę, masz z nimi związane jakieś wspomnienia? 
- Taaaa... nie. Bo to ja! Kocham je. Są piękne, mają przepiękny zapach i barwy. 
- Tulipany to twoje ulubione kwiaty?
- Tak. Raczej tak. Sama nie wiem. 
Zapadł chwila ciszy, Regi kucnął obok mnie i podziwiał kwiaty ze mną. W tym ogrodzie było ich pełno. Wypełniały zapachem całą ulicę. Tęskniłam za takimi widokami, w Anglii nie widzę tulipanów. 
- Swoją drogą... - przerwał ciszę Regi - to ciekawe, że one wieczorem składają swoje płatki. To tak jakby szły spać. 
- Racja. Tak jakby były zmęczone rozkwitaniem, zapylaniem i całym kwitnięciem, a po tym chciały odpocząć. - Popatrzyliśmy się na siebie i uśmiechnęliśmy się. 
- Mam pomysł. - Regi zaczął z wielkim entuzjazmem wspinać się po ogrodzeniu. 
- Co ty wyprawiasz? - nie odpowiedział. Zaczął zbierać tulipany i układać z nich bukiet. Nawet gdybym chciała, to nie mogłabym być na niego zła. To co robił dla mnie było słodkie. Gdy Regi wracał z bukietem, nagle z domu wyszła starsza pani i zaczęła krzyczeć, że jesteśmy złodziejami i że zaraz zawoła syna. Nawet nie musiała tego robić. Chwilę potem z domu wyszedł wielki mięśniak. Regi przeskoczył przez bramę, ponieważ ten facet prawie go złapał. Podał mi bukiet i ukłonił się:
- Dla najpiękniejszej. 
- Dziękuję, skarbie. Ale teraz spieprzaj! 
- Zaraz, co? 
Chwyciłam Regiego za rękę i pociągnęłam za sobą. Ten wielki koleś zaczął nas gonić. 
- Spieprzaj! Spieprzaj! Nie oglądaj się, tylko spieprzaj! - wykrzyczałam. Kilka uliczek dalej zgubiliśmy go. Stanęliśmy, aby złapać chwilę oddechu. Nie było to łatwe, ponieważ cały czas się śmialiśmy. 
- Dziękuję za bukiet. 
- Czego się nie robi dla ciebie. 
- Jesteś kochany. 
- Dziękuję. Chodźmy gdzieś może, co? 
- Tylko gdzie?
- Tam, gdzie jest to jeziorko i wierzba. Wiesz gdzie?
- Nie wiesz Regi, nie mam pojęcia. No jasne, że wiem. Chodźmy. 
Oczywiście doszliśmy tam w niedługim czasie, jednak wciąż było późno. Patryk będzie zły. Oj tam! Przeżyje! 
Usiedliśmy na trawie i milczeliśmy. 
- Chodź, zagramy w piłkę nożną. Ten kto przegra, dostaje buziaka.
- Po pierwsze: nie mamy piłki, po drugie: jest ciemno i późno, a po trzecie: ty nie umiesz grać.
- No i właśnie o to chodzi. - uśmiechnął się zadziornie.
- Głupek. Kocham cię.
- Ja ciebie też. To dostanę tego całusa?
- Może...
- No ale...
- Dyskutujesz?
- No dobrze...
- Proste? Proste. - uśmiechnęliśmy się i znów zamilkliśmy. - A tak właściwie, dlaczego chciałeś się spotkać?
- Nie pamiętasz?
- A co ja mam pamiętać?
- Boże, Madziu, ty to masz pamięć, jak złota rybka. Przecież nad ranem masz wylot z powrotem do Anglii.
- Fu**! Na śmierć zapomniałam.
- Spokojnie.
- Jak "spokojnie"? Przecież muszę się jeszcze spakować.
- Skoro musisz, to chodź, idziemy cię pakować.
Szybko poszliśmy do domu Patryka.
- Magda...
- Tak, wiem. Spóźniłam się, jutro wylot do Anglii, muszę się jeszcze spakować, nie wyśpię się. No to właśnie idziemy mnie pakować.
Uwinęliśmy się dosyć szybko. Padłam wykończona na łóżku.
- Magda?
- Tak, skarbie?
- Wiesz, że nie będziemy się widzieć przez prawie rok?
- Wiem, ale wytrzymamy.
- Tak. Ale chodzi mi o to, że... Ja wiem, że w Anglii będą chłopcy, dużo chłopców. Ładnych chłopców...
- Regi...
- Daj mi skończyć. Chcę, żebyś wiedziała, że daję ci wolną rękę. To znaczy, że nie musisz się powstrzymywać od spotkań z nimi. Ja tu będę na ciebie czekał, ale jeżeli będziesz chciała być z kimś innym, zrób to. Dobrze?
- Ale Regi...
- Dobrze?
- Regi...
- Madziu, tak czy nie?
- Dobrze, zgadzam się, ale nie wyobrażam sobie, żebym mogła ci to zrobić. Zbyt mocno cię kocham.
- Ja ciebie też. - znów poczułam to, co tak bardzo lubiłam. Regi przyciągnął mnie do siebie swoimi zimnymi dłońmi i pocałował. Boskie uczucie. Mieć przy sobie kogoś, kto się tobą opiekuje, troszczy się o ciebie i do tego to nie jest twoja mama.
- Magda! Kładź się, albo weź wypij jakąś kawę, bo nie wstaniesz jutro. - usłyszeliśmy stłumiony krzyk Patryka.
- Dobrze! - odkrzyknęłam. - Spadaj, kochanie, ja muszę iść spać.
- No dobrze, ale obiecaj mi, że wstaniesz i nie spóźnisz się na lot.
- Dobrze, tato.
- Okej skarbie. Pa!
- Pa!
Regi wyszedł za drzwi.
- Właśnie zapomniałem. - wskazał na policzek. Podbiegłam do niego i dałam mu soczystego buziaka w policzek.
- Teraz lepiej?
- Tak. Obiecujesz?
- Słowo harcerza.
- Dobrze harcerzyku, papa. Kocham cię.
- Ja ciebie też.
(Ścieżka 53)
Rano 5:30. SMS od Regiego: "Wstawaj harcerzyku, zbiórka na dole za chwilę. Kocham Cię ♥ ~ Twój drużynowy ;)". Ta wiadomość sprawiła, że uśmiechnęłam się do ekranu. Musiałam zejść na dół, wszystko było zapakowane do samochodu, z wyjątkiem mnie. Regi czekał przed domem i gadał z Patrykiem. Kiedy wyszłam przywitał się ze mną. Był ubrany w dres. 
- Hej skarbie. Co ty tak na sportowo?
- Biegam sobie. Trzeba zadbać trochę o siebie. 
- Ej, nie szalej, bo mi cię jakaś laska zabierze, i co? I nie będę mogła przytulać się do tej klaty. 
- Nie. Jestem cały twój. - pocałował mnie w czoło. - Kocham cię. 
- Ja ciebie też.
Nagle rozległy się brawa. 
- Cudowna scenka, cieszę się Magda, ale zaraz się spóźnisz. 
- Dobrze, idę. Pa skarbie. Kocham cię!
- Znów zapomniałaś o czymś.
- Jaki ty jesteś szczegółowy. - pocałowałam go najlepiej jak tylko umiałam. A później rozpłakałam się. - Nie wierzę, że nie będę mogła cię całować, ani przytulać przez rok. Po prostu w to nie wierzę. 
- Madziu... - Regi ujął moją twarz w swoje zimne dłonie i wytarł mi łzy z policzków. - Są telefony, Skype, SMS-y. Będzie dobrze, okej? Nie płacz już. - Przytulał mnie, ile tylko mógł, ale niestety Regi nie mógł jechać z nami na lotnisko. 
- Pa, harcerzyku. - uśmiechnął się, chociaż ja widziałam, że było mu równie ciężko. 
- Pa, złodzieju. - uśmiechnęłam się i wsiadłam do samochodu. Pomachałam Regiemu na pożegnanie i odjechaliśmy na lotnisko. 

***
W końcu wyjeżdżam. Zebraliśmy się na lotnisku, tuż przed wejściem na pokład przytuliłam po kolei wszystkich. Już miałam odejść, gdy usłyszałam ciche:
- Papa...
Oczy wszystkich zwróciły się w kierunku Jacusia, który, nie zdając sobie sprawy z tego, czego właśnie dokonał, gryzł w najlepsze swojego gumowego krokodyla. Zwykle pierwszymi słowami dziecka są "mama", "tata", ale w naszej rodzinie są to "kot", "lala", Jacusiowe "papa", ale największego czynu dokonała Agacia i jej słynne "dupa"... Taaaaaak. Nie ma to jak być kimś z naszej rodzinki...
I wyleciałam. Podziwiałam widoki, gdy nagle...
- Magda? To ty?

**~**~**~**~**~**~**~**~**~**~**~**
[EDIT]
Jak RR się pocieszyła to ja teraz po marudzę. Zauważyliście, że ostatnie rozdziały są pisane przez RR, ona reklamuje naszego bloga, przez to dużo osób myśli, że to jest blog pisany przez jedną osobę. No cóż... Ale ja nie o tym. Chciałam wam powiedzieć, że ostatnio nie mam weny na rozdziały tyko na pojedyncze sytuacje. Chyba 2 tygodnie, może więcej, zabierałam się za napisanie Regiego. Już prawie byłam bez głowy.
Piszę to tylko po to, żeby się pożalić i zapytać czy podobają się wam te dwa momenty z Regim? Bo ja już nie ogarniam. To tyle dzięki, jeżeli w ogóle to przeczytałaś. :)
I'm Fucking Unicorn ♥ w skrócie IFU :3

6 komentarzy:

  1. Wrzuciłaś piosenkę Paramore, aww ^.^
    Sam post całkiem udany, ciekawie napisany ^^ Wgl podoba mi się ten styl pisania. Ciekawe tło na blogu, niby proste a takie jednak fajne :> Gratuluję takiej liczby rozdziałów. Widać, że ktoś tu ciężko pracuje i należą się za to brawa. I gratuluję liczby wyświetleń.
    Pozdrawiam.
    Zapraszam: http://konie-filmy-ksiazki.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak dziękowałam Ci na LS, to tu też, ale PODZIĘKUJEMY, bo jest nas dwie :3 Wszyscy o tym zapominają :P A więc dziękujemy Ci z całych serduszek (?) i cieszymy się, że tu wpadłaś :3

      Usuń
  2. To waszym zdaniem jest brak weny!? Rozdział świetny i nie rozumiem o co chodzi!!!! Wiecie, ze czekam juz na następny, bo są boskie!! Kocham i całuje -nienormalna;*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Poprawka: zdaniem IFU (to brzmi jak nazwa tabletek na zatwardzenie) to jest brak weny. Moim, jakże skromnym zdaniem, to jest wysoki poziom :3
      No i po raz 25, bo po razie w każdym rozdziale, dziękujemy Ci, Agaciu :****

      Usuń
    2. Och, to czysta przyjemność komentować i czytać wasze opowiadania!:D

      Usuń
  3. Bardzo ciekawy blog i jak ładnie jest tu u Ciebie:)
    Pozdrawiamy i w wolnej chwili zapraszamy do nas;)

    OdpowiedzUsuń