czwartek, 4 kwietnia 2013

Rozdział 22.

Misie Wy moje! Agacia nienawidzi, jak tak się zwracam do czytelników :P
W każdym razie, jesteśmy zmuszone z Misską przez jakiś czas, tydzień, nie więcej, bo inaczej Miseczka będzie dead, nic nie dodawać na bloga.
Chodzi o to, że moja kochana Di nie ma weny i od jakiegoś czasu to ja piszę większość rozdziałów. Dlatego nic nie dodajemy, dopóki Missce nie wróci wena. 
Dziękujemy za uwagę, polecamy się na przyszłość! I uważajcie na lemury ujeżdżające lamy!
RR♥

Rozdział 22.
(Ścieżka 40)
Wtedy na kogoś wpadłam. 
- Tomek?!
- Magda...
Przypomniała mi się sytuacja z tamtą dziewczyną. Szybkim ruchem wyminęłam chłopaka i ruszyłam w stronę domu. Jednak on zatrzymał mnie.
- Magda, musimy porozmawiać.
- O czym? Znów będziesz mi się wykręcał od tej sytuacji?
- Magda, daj mi pięć minut, potem możesz iść.
- Dobrze.
- Magda, to nie byłem ja...
- A kto? Może twój brat bliźniak, o którym nic nie wiem?
- No w zasadzie, to tak...
- Błagam! To jest jeszcze tańsze niż cukierek w kiosku!
- Ale to prawda  - Wyciągnął w kieszeni zdjęcia i zaczął pokazywać.
- To mój bliźniak, Igor. A to ja. Widzisz? On ma kolczyk w nosie. To jedyna rzecz, po której można nas odróżnić.
- Dlaczego wyrywał dziewczynę na ten sam tekst, co ty?
- Tamtego dnia, kiedy się poznaliśmy, opowiedziałem Igorowi o tym, jak się do ciebie zbliżyłem. A ponieważ on od dawna czekał na tą dziewczynę, wykorzystał to, ale...
- Ja mu to zepsułam...
- Nie, broń Boże! Ta dziewczyna następnego dnia okazała się lesbijką, więc... Może oszczędziłaś mu wstydu... W każdym razie, Madziu... Czy ja... Miałbym u ciebie jakieś szanse?
Starałam się nie wybuchnąć, krzycząc, że "TAK!", więc przypomniałam sobie o Bradzie. Czemu tak się ode mnie odsunął na lotnisku?
- Tomek, na pewno miałbyś, gdybym... Nie miała chłopaka, który właśnie dziś rano mnie doszczętnie zranił! Nie wiem, co o tym myśleć! - Najlepiej, wypłacz mu się od razu! Co ja mam z tym ryczeniem przy nim?
- Madziu, spokojnie, chodź, wytrę ci łzy, znów odwodnisz swój organizm? 
- Taaaaaak... - I, krótko mówiąc, znów rozryczałam się jak małe dziecko. Najpierw ta afera z ciążą, potem Matt, Kieran, wyjazd, zmiana Brada, Maciek powracający po latach, Werka w ciąży, Seba, teraz Tomek i bliźniak... Czemu ja? 
- Tomek, może mógłbyś dotrzymać mi towarzystwa dziś, na imprezie u mojego byłego chłopaka?
- Dziś? Niestety, nie mogę... Przepraszam, naprawdę nie mogę. 
- Dobrze, pójdę sama. Może spotkajmy się jutro po południu na tej pamiętnej ławeczce?
- Pewnie. - Pocałował mnie w czoło. To jak, dojdziesz do domu, czy mam ci pomóc?
- Poradzę sobie, dzięki.
(Ścieżka 41)
Zbliżała się 20, wypadałoby pójść do Maćka. Ubrałam się i wyszłam. Daleko przed jego domem było słychać łomot. Gdy tylko weszłam, poczułam alkohol. No tak, przecież to osiemnastka. Maciek, gdy tylko mnie zobaczył, od razu podbiegł. 
- I jak? Trzymałem to wszystko w szopie, czekało na ciebie. - Ale od niego capiło! - Może chcesz coś mocniejszego? Pomachał mi przed nosem butelką.
- Nie dzięki, po pierwsze nie jestem pełnoletnia, a po drugie, nie mam ochoty.
- To może mandarynkę? - Co mi może zrobić mandarynka? Wzięłam i zjadłam. Posmakowała mi. Wzięłam drugą, ale w połowie trzeciej się zawahałam. Na początku nic nie poczułam, ale po chwili zakręciło mi się w głowie. Usłyszałam rozmowę Maćka i jakiegoś chłopaka:
- Starzy widzę pozwolili na wódę? A co z dragami?
- Przecież nie położę ich na widoku! Może jeszcze neonową strzałkę postawię?
- To gdzie są?
- A gdzie nikt nie będzie sprawdzał?
- W lodówce?
- W mandarynkach, idioto!
Zamarłam. Nie, przecież Maciek nie nafaszerowałby mnie narkotykami... Zmieniłam zdanie, gdy zauważyłam lemura jadącego na lamie. Kurde!
Postanowiłam wrócić do domu, ale imbryki tańczące walca z miotłą nie chciały mnie wypuścić. 
W końcu dotarłam do podejrzanej dzielnicy. Niestety, nie było innej drogi do mojego domu. Gdy tylko postawiłam w niej nogę, poczułam, że coś jest nie tak. Wszędzie panowała przeszywająca cisza, nie licząc drukarki, która próbowała obierać ziemniaki.
- Hej, mała. Chcesz się przejechać? - Jakiś duży gostek zagrodził mi wyjście.
- Nie. Dzięki za troskę, ale nie mam ochoty. - Starałam się zatuszować łamiący się ze strachu głos. Przyspieszyłam kroku.
- Gdzie tak biegniesz? - Kolejny typek odciął mi ostatnie wyjście. Wielka gula podeszła mi to gardła. Moje nogi były jak z waty. Faceci zaczęli się przybliżać... Byli coraz bliżej. Jedyne, co mogłam zrobić w tej sytuacji, to krzyczeć.
- Aaaaa! Ratunku!!!
- Co się tak ekscytujesz, mała? - Ten pierwszy wyraźnie wpatrywał mi się w dekolt.
- Zostaw ją! - Ostatkiem sił zauważyłam kujona z szopą i zemdlałam.
(Ścieżka 42)
Biały pokój. Białe ściany. Biały sufit. Dam sobie rękę uciąć, że podłoga też była biała. Biały był wszędzie.
- Powinna się zaraz obudzić. W każdym razie, dziękuję ci, Reginaldzie. - Czy to był głos mamy? Co ona robi w Polsce?
Chwila. Reginaldzie? Nie znam gościa. 
- Ja... biały... - Tylko tyle mogłam z siebie wydusić. Za bardzo ambitna to ja nie byłam, trzeba przyznać.
- Madziu? Jak się czujesz? Słoneczko? Coś cię boli? Nie złamałaś nic? Ten młodzieniec cię uratował. To jest Reginald... Przepraszam skarbie, jak dalej?
- Ech... - kujon z szopą był wyraźnie speszony - Reginald von Siatka...
Dzięki Bogu byłam otumaniona, bo zaczęłabym się śmiać jak najarana.
Zerknęłam na zegarek. 19.00. Następny dzień! Seba! a wcześniej Tomek! Mama nie pozwoliła mi się nigdzie ruszać, więc wysłałam Werce smsa, żeby poszła za mnie do Seby i wszystko mu wyjaśniła.
Zapytałam mamę, czemu jest w Polsce. W sumie nie zdziwiła mnie jej odpowiedź. Mój wypadek. Agacia podobno została pod opieką Kevcia i Julii, ale aż za dobrze wiem, że całymi dniami siedzi w szpitalu. Niestety, mama musiała lecieć z powrotem, bo ma "ważne spotkanie". Próbowałam dodzwonić się do Brada, ale zgłaszała się sekretarka.
Do sali ponownie wszedł Reginald. Ludzie? Czemu rodzice go tak nienawidzą?
- Reg... Reginald? W każdym razie, dziękuję ci. Co się w ogóle wtedy stało?
- Możesz mówić Regi, to nie jest takie beznadziejne. Gdy zemdlałaś, udało mi się jakimś cudem powalić jednego, a potem drugi sam poszedł, zadzwoniłem po karetkę i... To wszystko.
Popatrzyłam na niego. Rzeczywiście, chociaż brałam za kujona z szopą, to widać było, że ma mięśnie. Nawet kaloryfer. Magda, opanuj się!
- A co ty tam robiłeś?
- Bo... Ja cię śledziłem...
- Co proszę?
- Ja... Podobasz mi się od dawna i... Chciałem wtedy z tobą pogadać, ale... Wiesz... Rok temu podrzuciłem ci karteczkę, pewnie już o niej zapomniałaś...
- Tą "Będę pamiętać Ciebie zawsze..."?
- Tak. Pamiętasz?
- Tak jakoś. Jeszcze raz, dziękuję Ci, Regi.
- Kiedy wychodzisz?
- Lekarz powiedział, że jutro rano już mnie wypiszą.
- Mogę przyjść?
- Pewnie, jeśli chcesz...
***
Regi dotrzymał obietnicy i od rana był przy mnie. Poniósł mi torbę, otworzył drzwi do samochodu. Słowem: Chodzący Ideał. Umówiliśmy się na 15 w parku. Wcześniej postanowiłam spotkać się z Werką.
- I jak było? Powiedziałaś Sebie?
- Tak. A ty jak się czujesz?
- Dobrze. Mów.
- Ale co?
- Czytam ci w myślach. Co się stało?
- Ale...
- Mów.
- Seba mnie przytulił! I nawet nie odrzucił z powodu dziecka! I byliśmy na zapiekance!
- Brawo! - Pogratulowałam jej, ale w środku poczułam ukłucie. Nie, nie kocham Seby. Więc o co chodzi?
- A ty?
- Co?
- Mów.
- Mówiłam ci o tym Regim. A dziś zachowywał się jak dżentelmen! No i wyznał, że od roku się mu podobam...
- Czadowo! Ale co z Bradem?
- Nie wiem właśnie.
- Z twoich opowieści wnioskuję, że jest cudowny, ale ostatnio się od ciebie odsunął. Wiesz, czemu?
- Mam podejrzenia.
- ???
- Chyba chodzi o tą rzekomą ciążę...
- Dzwoniłaś?
- Wczoraj kilkanaście razy, dziś z resztą też...
- A do tego Kevina dzwoniłaś?
- Racja! Werka, dzięki, jesteś genialna! Kocham cię!  Teraz lecę zadzwonić do Kevcia, papa!
(Ścieżka 43)
Zrobiłam to, co poradziła Werka. Zadzwoniłam do Kevina.
- Halo?
- Kevin?
- Madzia! Co u ciebie słychać?
- Nic ważnego. Co z Bradem?
- A co ma być?
- Czemu nie odbiera ode mnie telefonów i w ogóle się nie odzywa?
- Brad? Niemożliwe. Jeszcze dziś byłem u nas w domu i zachowywał się normalnie. Sprawiał nawet wrażenie szczęśliwego. W końcu. Przez ostatni tydzień chodził jakiś przybity. Chyba mu się polepszył w dniu twojego wyjazdu... Tak, to było wtedy. A co u ciebie dokładnie, Madziu? Madziu? Haaalooo? - Nie słuchałam go już. Stałam ze słuchawką przy uchu i łączyłam wszystkie fakty w jedną całość. 
Brad cieszy się, że wyjechałam.
*****************************************
Au Revoir!!!

2 komentarze:

  1. Ona ma juz ich za wielu, bo juz ich nie ogarniam!:( Ale i tak jest czadowe! Czekam,kocham i całuje -nienormalna;*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też ich nie ogarniam, więc zrobiłam listę :P
      Ale kiedy jest tyle różnych możliwości! A z resztą wiesz, że to po części odzwierciedlenie mojej psychiki! :P

      Usuń