sobota, 23 marca 2013

Rozdział 18.

Rozdział 18.
(Ścieżka 31)
Gdy się obudziłam, promienie słoneczne pięknie prześwitywały przez szyby w oknach, ptaszki ćwierkały, po prostu czułam się, jak w tych dennych komediach romantycznych, gdzie kobieta budzi po pierwszej nocy spędzonej wspólnie z facetem. Właśnie. Brad. Obróciłam głowę w jego stronę. Wpatrywał się we mnie z najwyższym uwielbieniem.
- Dzień dobry, moja królowo. - Pocałował mnie delikatnie. - Jak się spało?
- Hej. - Powiedziałam zaspana i również go pocałowałam. - Przyjemnie, aczkolwiek bardziej mi się podobał czas niespędzony na leniuchowaniu - Uśmiechnęłam się zadziornie.
- Powiem szczerze, że mi też, kochanie. Byłaś niesamowita. 
- Ja? Serio? Czy ty się przypadkiem nie uderzyłeś w głowę? Nie wmawiaj mi, że za pierwszym razem byłam perfekcyjna!
- Pierwszym?
- No, tak... A to nie był twój pierwszy raz? 
- Był. Ale nie myślałem, że twój. Krążyły plotki, że ty i Wojtek...
- Serio? A ty w to uwierzyłeś, głuptasie?
- No co! Nie można się pomylić?
- No, bez takich mi tu proszę... - Pocałowałam go. - Przyznam, myślałam, że ty i Danielle...
- No to jesteśmy kwita! Oboje się pomyliliśmy, ale to dobrze. Ale, powiedz mi... Jak...
- Skąd ja wiem, co ty chcesz powiedzieć? Było cudownie, Brad. Magicznie. To był wymarzony pierwszy raz. Potrzebujesz jeszcze jakiegoś potwierdzenia? Może dyplom ci mam wręczyć?
- Jak zawsze zabawna, moja Madziu. To co panna Perfekcyjna chce na śniadanko?
- A co szef kuchni poleca? Albo raczej, czym szef kuchni mnie nie otruje?
- Hmmm, polecam homara i ravioli ze szpinakiem, a nie otruję najwyżej kanapką. Och, pardonMademoiselle wybaczy, nie otruję naleśnikami z tym, no... O! Z fromage!
- Twój kulawy francuski mnie powala kochanie, więc poproszę te naleśniki.
Po kilkunastu minutach zeszłam do kuchni, w pełni ogarnięta i zobaczyłam Brada w fartuszku z "sześciopaczkiem i to nie takim z promocji"!
- Och, mademoiselle, proszę usiąść! - Odsunął mi krzesło i postawił talerz na stole. - Bon appétit!
Merci, ma chérie!* - Gdy to usłyszał, szczęka mu opadła.
- Co? Myślałeś, że tylko ty kulejesz francuskim?
Je t'aime, ma dame**.
- Je t'aime aussi***.
Godzinę później znów siedzieliśmy na kanapie, tym razem bez konkretnego celu.
- A kiedy zamierzasz przywieść nas do domu?
- Za dwa, trzy...
- Dni? Tygodnie?
- Miesiące.
- Hahahaha, bardzo śmieszne. A tak na serio?
- No spokojnie, nie podoba ci się tu ze mną?
- Kochanie, podoba się! I to bardzo! Ale serio, kiedy?
- Za rok, może dwa..
- Kotek! Bo nie będzie, wiesz czego...
- No, spokojnie, nie tak agresywnie! Jutro... Ale za kilka tygodni tu wracamy, prawda?
- No oczywiście! A... to jest twój domek, czy wynajęty?
- Wynajęty, ale właścicielka to koleżanka Kevina z klasy, więc mam kontakty. A co... myślałaś o tym?
- No, może...
- Obiecuję ci, że za kilka lat go kupimy.
Pocałowałam go. To był taki mój wymarzony domek.
- Mam pomysł. Zaczekaj, wyjdź przed dom za 10 minut, ok?
- Dobra... - Nie bardzo wiedziałam, co zamierza zrobić, ale... W końcu to nasz weekend! Po upływie czasu wyszłam z domku i zobaczyłam Brada, pływającego w jeziorze.
- Chodź tu, Madziu! Jest cudownie!
- Ale przecież ja nie mam żadnych ubrań oprócz tego, co miałam wczoraj i tego, co wzięłam do ciebie na zmianę!
- Zerknij do pierwszej szuflady od dołu! - Zrobiłam, co kazał. Wow. Moje bikini! I jakaś sukienka! I inne moje ubrania. O co chodzi? Nałożyłam bikini, wzięłam ręcznik i wyszłam ponownie.
- Co robią moje ubrania w tej szafie?
- Julka mi podrzuciła.
- Aha. Ok. Dobrze.
- Nie marudź, tylko wskakuj! - Znów zrobiłam, jak kazał. Woda była przyjemna. Brad mnie przytulił i staliśmy tak przez dobre 10 minut, a ponieważ nie mieliśmy nic ciekawego do roboty, zaczęliśmy się całować. Najpierw czule, romantycznie, aż w końcu przeszło w namiętność. Brad popatrzył na mnie pytająco. Kiwnęłam głową.
Dwie godziny później znów leżeliśmy w łóżku. Szczęśliwi i zmęczeni. Dziękuję ci, mamo, za ten prezent! Ale przecież nie można cały dzień się obijać. A jednak tak. Do wieczora leżeliśmy razem, ale nie w łóżku, bo oglądaliśmy filmy, które uprzednio przerwała nam burza. Zasnęłam.
Obudziłam się na kanapie, wtulona w Brada. Uwielbiałam takie poranki i się do nich przyzwyczaiłam. Jeśli ktoś, bądź coś mnie od nich odzwyczai, przysięgam, łeb odgryzę! Bradzio jeszcze spał, dziwne, w naszym związku to ja zwykle robię za śpiocha, a Brad za kuchcika. Trudno, nie pojem sobie dzisiaj nic pysznego. Wstałam po cichu, żeby nie obudzić śpiącego, poszłam do kuchni przygotować coś, czym się nie można otruć. Hmm... z moich rąk, to nawet kanapki warto oddać do laboratorium. No, ale tym razem się postarałam, robiłam... JAJECZNICĘ!!! Haha, powinnam wygrać MasterChef'a , założyć własną restaurację i ... i... i coś tam. Szybko posprzątałam bałagan, który zawsze  po sobie zostawiałam i zaczęłam jeść. Mój ukochany dalej nie wstał, więc poszłam do niego. Zobaczyłam go, wciąż śpiącego, w dość dziwnej pozycji. Postanowiłam go subtelnie obudzić. Wiecie, jak to w tych komediach, kobieta budzi tak uroczo swojego chłopaka, szepcze mu coś do ucha, głaszcze po klacie itp. No wiecie, no! Chciałam zrobić coś podobnego. Czy wyszło? Prawie. A prawie to wciąż zbyt daleko. Pewnie się domyślacie co poszło nie tak? A mniej więcej to, że podchodząc do kanapy zaczepiłam nogą o wysoką lampę, która stała niedaleko. Bałam się, że lampa uderzy Brada, ale jednak nie. Upadając, strąciła wazon z kwiatami ze stolika, stojącego nieopodal kanapy i wylała jego zawartość na niewinną, słodko śpiącą twarzyczkę Brada. Przy tym narobiła takiego hałasu, że ten szybko się obudził.
- Co jest do ch...?
- O Bradziu, wstałeś.
- Raczej zostałem obudzony przez moją niezdarę.
- Ej no!
- Co? Nie tak było?
- No trochę. - uśmiechnęłam się niewinnie.
- Dobrze i tak chciałem już wstać.
- Ta jasne. - uśmiechnęłam się zadziornie. Po dłuższej chwili zaspany Brad dodał:
- Wiesz, że dzisiaj się stąd zwijamy?
- Ale, że dzisiaj? - spuściłam głowę w geście zasmucenia.
- Ej no, kiedyś tu jeszcze przyjedziemy. - powiedział Brad i chwycił moją twarz w dłonie. Pocałował mnie,  przebiegły mnie przyjemne dreszcze.
- Dobra, już się tak nie smucę. - przygryzłam wargę.
- To co dziś na śniadanie?
- Jak sobie zrobisz, to będziesz miał. - powiedziałam zadziornie.
- Ty chyba lubisz się ze mną drażnić, co?
- Tak, trochę.
- To co na śniadanie?
- Gdybyś wstał wcześniej, to byś miał jeszcze ciepły specjał dnia.
- Jajecznicę?
- Jak ty mnie znasz.
- Wiem, to zrób mi świeżą, co?
- A co będę z tego miała?
- Satysfakcję?
- Może być, idę do kuchni.
Przygotowałam świeżą porcję jajecznicy i podałam mojemu facetowi. Gdy on jadł, ja zaczęłam oglądać telewizję. Same bzdety leciały, z resztą jak zwykle. Po 30 minutach dołączył do mnie Brad. Ten czas spędziliśmy jak wcześniej (nie tak jak myślicie :P), mianowicie oglądaliśmy kreskówki i zadawaliśmy sobie głupie pytania np. "Na jaki kolor pomalowałbyś płot?", co chwilę wybuchaliśmy śmiechem. Niestety, nim się obejrzeliśmy, musieliśmy opuścić ten domek. Szkoda... Spakowaliśmy się i wyjechaliśmy. Brad kilka razy zapewniał mnie, że kiedyś go kupimy.
(Ścieżka 32)
Gdy dojechaliśmy do domu Brada, od wejścia usłyszeliśmy krzyki, pomyśleliśmy, że pewnie nasze manacie gołąbeczki mają gody.
- Czemu nie wchodzisz? - zapytał zdezorientowany mój osobisty tragarz.
- Wiesz, kiedy manaty mają gody?
- Aaaaa, Kevcio z Julcią są w domu. Chodź, nie gadaj.
- Ale czytałam kiedyś, że manaty podczas godów są niebezpieczne. - Wybuchnęliśmy śmiechem i weszliśmy do środka. To co zobaczyłam, to nie były gody, ale raczej walki manatów.
- Nie, on zostaje u nas!
- O, hej Madziu! - powiedział wesoły Kevin, miał taką minę jakby się trawy najarał. Jak gdyby nigdy nic. Po chwili wrócił do sprzeczki z Julcią.
- On zostaje tu i koniec kropka!
- Krakers jest mój! - krzyczała Julcia.
- Nie, zostaje tu!
- Mama Magdy na pewno się zgodzi, żeby Krakers mieszkał u mnie!
- Ja na to nie pozwolę!
- Ty się tu nie liczysz!
- Ja?! Ja się nie liczę?! To nie mi Krakers ostatnio nasikał na spodnie!
- Dałeś mu za dużo wody i w ogóle go przekarmiasz! To niezdrowe!
- Jedzenie jest zawsze zdrowe!
- Powiedział, chodzący żołądek!
- Odezwała się! Krakers zostaje u mnie!
- Jeszcze czego!
- Tego!
- On jest mój!
- Wcale nie! Jest też mój!
 Razem z Bradem staliśmy w korytarzu i nie mogliśmy opanować śmiechu.Pierwsza kłótnia naszych krzykaczy, warto było wracać.
- Ha! I co jeszcze?
- Madzia, powiedz jej coś!
- Em...
- Magdą się zasłaniasz?! Krakers i tak jest mój i będzie mieszkał u mnie!
- Nie-e!
- Ta-ak!
- Nie-e!
- Ta-ak!
- Nie-e!
- Madzia! - wykrzyknęli chóralnie.
- Co?!
- Powiedz coś.
- Ale o co chodzi?
- No bo...
- Nie "no bo", nie zaczyna się zdania od "no bo"! - wykrzyczała Julcia.
- O znów się czepiasz?!
- Uważasz, że się czepiam o wszystko?!
- No a jak, nie rób tak, nie mów tak, nie bądź taki! Ja tu kurde walczę jak lew o moją własność, a ta się czepia!
- Ja się nie czepiam!
- A właśnie, że tak!
- Nie!
- Tak!
- Nie!
Znów zaczęli się kłócić tym swoim "tak" i "nie", aż szkoda przytaczać ten fragment kłótni. Po chwili Julka wzięła psa na ręce i skierowała się w stronę wyjścia.
- O nie! Wracaj tu!
- Na pewno nie! Będziesz płacił alimenty na niego! Zobaczysz!
Wyszła trzaskając drzwiami. W całej tej ich kłótni chodziło o psa. Uśmiechnęłam się do Kevina, a ten poszedł do kuchni.W domu stałam się ostatnio gościem, więc, z braku pomysłów, co też mam ze sobą począć, poszłam za Kevciem do kuchni. Zaczął zapychać się, jak zawsze, jedzeniem, dosłownie wszystkim co było w lodówce, oprócz tego śmiesznego światła. A właśnie, czy po zamknięciu lodówki ono świeci czy nie? Wracając do tematu, podeszłam do Kevcia, wcale nie wyglądał na załamanego.
- Nie biegniesz za nią, nie dzwonisz, nic?
- Nie. Nie mam zamiaru płacić alimentów na Krakersa. To ona będzie płacić, zobaczysz!
- Chyba nie chcę słuchać, dlaczego, i po kij wam alimenty na psa? - westchnęłam z uśmiechem. - Co ty się tak obżerasz?
- Jedzenie jest lepsze od dziewczyny. Jedzenie nie zadaje pytań, nie mówi w ogóle nic, nie pyta czy masz ochotę na spacer, jedzenie rozumie.
- Dobrze spokojnie. Dam ci spokój. Tobie i twojej kanapkowej miłości.
Wyszłam z kuchni do salonu gdzie czekał Brad. Wytłumaczyłam mu powód "poważnej kłótni" naszych manatów i powiedziałam, że muszę się spakować. Nie protestował, ponieważ moja mama molestowała go telefonami i SMS-ami. Spakowałam się i pożegnałam z chłopakami. Do domu wróciłam pieszo, bez żadnych przeszkód.
- Madzia w domu? Zapisujmy tę datę w kalendarzu!!! Magda wróciła!!! - wykrzyczała mamuśka gdy tylko przestąpiłam próg domu.
- Mamo, gorzej ci?
- Nie! Świętuję twoje przybycie do domu. A właśnie, widziałaś tego uroczego psiaka, którego przyprowadziła Julianna?
- Mamo, to jest Julia a nie Julianna.
- Szczegóły! Co tam u ciebie, Madziuchna, opowiadaj!
- Nic.
- Jak to nic?
- No po prostu nic.
- Ale... ale ja tu się spodziewam jakichś cudownych historii, pikantnych opowieści, a ty odpowiadasz "nic".
- No tak...
- Oj weź, z tobą to życia nie ma, za stara jesteś!
- Haha dobre. Pikantnych opowieści chcesz, to mogę ci poopowiadać, jak dodałaś zbyt dużo sosu chili do kurczaka i Patryk języka nie czuł.
- Nie pyskuj młoda!
- Dobra, dobra. A gdzie Julka?
- U siebie, bawi się z tym... tam... Knoppersem.
- Krakersem?
- Tak, tak jasne. Idź ty mi stąd.
- No tak jak mam rację, to mnie wyganiasz, a jak nie mam racji, to się przechwalasz. No wiesz ty co?
- Wiem dużo i się tym nie chwalę. Wynocha!
- Polemizowałabym. - uśmiechnęłam się i wyszłam z kuchni.
Następnego dnia siedziałam w domu, myśląc nad moim zbliżającym się wyjazdem do Polski, gdy usłyszałam dzwonek do drzwi. Otworzyłam.
- Zoe???!!!
**************************
Z góry przepraszam za mój kulawy francuski, w niektórych przypadkach nawet tłumacz Google potrafi być wredny :P. ~ Rainbow Rose 
* Merci, ma chérie! - Dziękuję, kochanie!
** Je t'aime, ma dame. - Kocham cię, moja pani.
***Je t'aime aussi. - Ja też cię kocham.

4 komentarze:

  1. Aaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaa Ale Czad!;D Uwielbiam was, rozdział jak zawsze świetny! No wiecie, że ja niecierpliwie już czekam na nastepny! -nienormalna;*

    OdpowiedzUsuń
  2. Jak mogłaś?! Dlaczego?... dlaczego w takim momencie?! :c
    Oby Julia z Kevinem nie pokłócili się tak... na poważnie... pasują do siebie :D
    Jak zwykle zaje*isty rozdział i jak zwykle czekam na kolejny :D <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziewczyny lubia zaskakiwać, będę próbowała wyciągnąć od nich trochę informacji w szkole (jak zawsze xD), ale będzie ciężko czegoś się dowiedzieć, bo są nieugięte!:P -nienormalna;*

      Usuń
  3. Hejka!
    Nominowałam Cię do Versatile Blogger! :)
    Więcej informacji u mnie na blogu: http://backforyouaww.blogspot.com/2013/03/versatile-blogger.html xxx

    OdpowiedzUsuń