Rozdział 19.
(Ścieżka 33)
- Zoe???!!!
- Nie, wiesz, Audrey Hepburn! No oczywiście, że ja! Wpuścisz mnie w końcu, czy będziesz tak stała i patrzyła, jak Niall na Obamę kupującego coś w Nando's i gadającego do sprzedawcy z irlandzkim akcentem?
- Och! Tak, tak, wejdź, proszę. - Nadal nie mogłam uwierzyć. My się zamartwiamy tu ponad tydzień, a ona nagle BUM i się pojawia? Wtf? - Gdzie ty byłaś? Jak mogłaś tak nas zostawić? Co się wtedy stało?
- Nigdzie nie byłam.
- ???
- Ech... Wtedy wymyśliliśmy to z Hazzą. Taki dowcip. Dla pewności schowałam się w jego kufrze i... cały tydzień we dwójkę... Czy to nie brzmi romantycznie?
- Ale... To do ciebie niepodobne!
- Kochana! To ja! Z-O-E! Ja jestem zmienna jak... O! Jak taka tęczowa róża! Rainbow rose! Czy to nie brzmi romantycznie???
- Ani trochę. Czy ty wiesz, co Di przeżywała przez ciebie?
- Madziu, Madziu... To ty nie wiesz, że my przez 6 lat byłyśmy w kółku teatralnym? Nieźle grała, nie?
- Ale... Ona wiedziała?
- A co ja ci właśnie powiedziałam? Co ty, złota rybka jesteś, że pamięć masz przez 3 sekundy? No, spokojnie. Wdech. Wydech. Wdech. Wydech. Wdech. No i już dobrze. Widzisz? Madzia, wydechajżesz to!
- Ale, Z! To nieładnie tak!
- Madzia, ty się nigdy nie nauczysz... Ale przynajmniej Hazz był zadowolony...
- Czy wy... ten teges...???
- Jeszcze czego? Może jeszcze z bratem Di, co? Grałam z chłopakami w butelkę. Ten Liaś to ma power!
A Zayn wcale nie całuje tak dobrze, dobrze, że Styles wam wtedy przerwał.
- A... Ale... Czemu... Jak...
- Znowu musisz wdech wydech?
- Ale... Czemu Hazz był wtedy w bokserkach?
- A to... Hm... To nasza słodka tajemnica... A tak serio to niechcący wylałam na niego herbatę i poszedł po drugie spodnie i koszulę. Madzia, ja nie jestem jakąś niepowiemco, wiesz chyba? A jak ci się z Bradem układa?
- Skąd...? Di, prawda?
- No, w końcu łapiesz, brawo!
Ochrzaniłam bliźniaczki za ten numer, a później pożegnałyśmy się. Zoe wróciła do domu. Oczywiście dziewczyny dostały również niezły owal od rodziców za ten numer, ale teraz już jest wszystko w porządku. Nareszcie mogłam skupić się na szkole i Bradzie. A właśnie nie wspominałam, że niedługo wakacje i wyjeżdżam do Polski. Yeah! :D Nie mogłam się tego doczekać. Gadałam naprawdę dużo, jak na mnie, o tym jak wspaniałe będą te wakacje. Tylko mój kochany dał radę mnie znieść. Podziwiam go, czasami sama siebie miałam dość, a on cierpliwie mnie słuchał. Chociaż do tej pory nie jestem pewna, czy nawet mnie słuchał, ale co tam, to będą najlepsze wakacje we Wszechświecie!!! "Zejdź na Ziemię wariatko, ludzie się ciebie boją" - pomyślałam i mocno się przeciągnęłam. Dawno nie miałam tak dobrego humoru. Gdy już się lekko "ogarnęłam", zeszłam do kuchni i ni stąd ni zowąd znów zachciało mi się spać.
- Hej, mamo.
- Hej, kochanie. - usłyszałam głos jakiś taki nie "mamusiny".
- O Brad, hej! Co ty tu robisz? Zazwyczaj przychodzisz później i idziemy razem do szkoły. - uśmiechnęłam się do MOJEGO chłopaka i otworzyłam lodówkę.
- Też się cieszę, że panią widzę. A i dziękuję pani za przypomnienie, co robię z moją dziewczyną codziennie rano.
- Och proszę pana, co tak oficjalnie?
- A bo nie dała mi pani buziaka na przywitanie.
- Och, znalazł pan sobie powód. - uśmiechnęłam się zadziornie.
- To może zamknęła by pani tą lodówkę i dała mi w końcu buzi?
- Nie.
- Jak to "nie"?
- Nie.
- Ja ci dam "nie"!- w tym momencie podszedł do mnie i złapał mnie w pasie. - Sam sobie wezmę.
- Haha nie weźmiesz. - wyślizgnęłam się z objęć chłopaka i stanęłam w drugim kącie kuchni.
- A założymy się?
- A o co?- podparłam ręce na biodrach.
- Hmm... o buzi! Jak do końca dnia uda mi się od ciebie skraść buziaka, to dostanę drugiego, a jak mi się nie uda to... też dostanę buzi!
- Haha, ale żeś wypalił. Zakładamy się, że nie uda ci się zdobyć buzi, i jak ci się nie uda, to na pocieszenie i tak dostaniesz buzi. Haha, śmieszne kochanie.
- Nie śmieszne, tylko się zakładamy.
- Dobra.
- Dobra. - skwitował po mnie Brad i zaczął się do mnie zbliżać. Gdy stał już wystarczająco blisko, postanowiłam się jeszcze trochę z nim podroczyć.
- Wygląda no to, że wygram. - powiedział tryumfalnie.
- No chyba... NIE! - skuliłam się na podłodze i wyczołgałam, żeby uciec od Brada.
- Osz ty! Niegrzeczna dzisiaj jesteś!
- No wiem! - podeszłam do blatu kuchennego, na którym leżały już wcześniej przygotowane produkty na kanapki. Postanowiłam zjeść w końcu śniadanie. Zrezygnowany Brad usiadł na wcześniej zajmowanym przez siebie miejscu.
- Chcesz kanapki?- niemal krzyknęłam na całą kuchnię.
- Wolę ciebie. - usłyszałam cichy szept prosto do ucha i poczułam ciepłe dłonie na biodrach. Natychmiast odwróciłam się do ukochanego. Ten oparł swoje czoło o moje i chciał mnie pocałować.
- O nie kochanie, nie tak szybko. Patrz, która godzina, już czas do szkoły.
- No ale... Madziu... - westchnął zrezygnowany.
- Żadne "ale" mój przystojniaku, trzeba iść się edukować.
- Zamiast edukować, wolę się całować. Księżniczko, to nie dostanę buzi?- zrobił minę zbitego psa.
- Nie, kochanie, nie. Idziemy do szkoły. - Zarządziłam i wzięłam torbę, którą wczoraj zostawiłam na kanapie. - Idziesz? - uśmiechnęłam się uroczo.
- No, ale ani jednego?
- Dobra, idę sama.
- No, ale...
- Mamo wychodzę! - wydarłam się na cały dom, na co w odpowiedzi usłyszałam "Nie tak głośno!".
- Idziesz? - znów zapytałam Brada.
- Idę, kochanie.
Droga do szkoły nie zajęła nam długo, z resztą jak zwykle. Cały dzień w szkole minął jak zwykle, nauczyciele mieli mnie gdzieś, bliźniaczki rozgadywały całej szkole, że spotkały One Direction, czyli wszystko po staremu. Lekcje mijały coraz szybciej, gdy w końcu się skończyły, mogłam opuścić ten wytwór szatana, który potocznie nazwany został szkołą. Tak, pamiętam, co mówiłam wcześniej, ale wtedy wszystko było inne. Wtedy byłam tylko Magdą, której nikt nie chce i która się zbłaźni przed całą szkołą, kiedy tylko otworzy usta. Teraz jest inaczej. Mam cudownego chłopaka i wspaniałe życie, tu w Londynie. A pomyśleć, że rok temu zarzekałam się, że nie chcę tu jechać. Wiem, że to brzmi. Jak wywody zmęczonej życiem dwunastolatki, ale tak jest. Kończąc moje filozoficzne wywody, teraz szklanka jest do połowy pełna, a nie pusta.
Gdy lekcje się skończyły, wyszłam ze szkoły. Ruszyłam w kierunku domu, oczywiście w połowie drogi dobiegł do mnie Brad.
- Hej, Magdzia. - znów próbował pocałować mnie w policzek, jednak ja sklerozy jeszcze jako takiej nie mam i pamiętałam o naszym zakładzie.
- Nie tak szybko. Pamiętasz o zakładzie?
- Och, Madziu, jaka ty pamiętliwa.
- Wiem, ale zakład to zakład.
- No ale...
- Nie pyskuj!
- Dobrze mamo. - zaczęliśmy się śmiać na całą ulicę. Do mojego domu doszliśmy szybko, od razu zalegliśmy przed telewizorem.
- Magda, dopiero co wróciliście do domu i już zamieszkaliście na kanapie. - usłyszałam wesoły świergot Agaci.
- Czego się czepiasz? Sama niedawno siedziałaś z Mattem cały dzień na kanapie i oglądaliście filmy. A poza tym do tej pory ci to nie przeszkadzało.
- Oj Boże, siostra, idź ty gdzieś z Bradem i daj mi spokój.
- Zapraszasz dzisiaj Matta?
- No tak... Kurde, dobra jesteś.
- No może, ale mówiłam ci, że on jest dla ciebie za stary.
- Gadasz głupoty, my jesteśmy sobie przeznaczeni!
- Że co proszę?! Nie wygłupiaj się, Agacia.
- Oj dobra, idziecie sobie czy nie?
- No chodź Madziu, pójdziemy dzisiaj do mnie. Zapytaj mamy i idziemy. - Brad uśmiechnął się i przytulił mnie.
- No dobra, będziemy mieli spokój od tej gówniary. - pokazałam siostrze język.
- Spadaj starucho. - Agacia podeszła do mnie, przytuliła mnie i pocałowała w policzek. - Dzięki!
- Mam być zazdrosny?
- Nie... a właściwie tak. Wtedy wyglądasz bardzo sexy.
- Uuu kochanie. - znów próbował mnie pocałować, ale pamiętajcie, ja sklerozy nie mam.
- O, nie tak szybko.
- Ej no!
- Co, to idziemy czy nie?
- A pytałaś się?
- Nie, ale zaraz to zrobię. - zadzwoniłam do mamy, ona szybko się zgodziła, bo miała być dzisiaj wcześniej w domu. Szybko spakowałam najpotrzebniejsze rzeczy i wyszliśmy do Brada.
Tam przywitał mnie radosny świergot Kevina, przyzwyczaiłam się, bo dosyć często przesiadywał u Julki. Tym razem zapchał usta czyś w rodzaju kanapki, było w niej wszystko: dżem, szynka, frytki, pasztet, ser, sałata, a jakby dobrze poszukać, to i psia karma by się znalazła. A tak na marginesie, to nasze manaty pogodziły się już. Nikt nie wie, o co im dokładnie chodziło, może tylko Krakers. Nie podjęliśmy się z Bradem żadnych ambitnych czynności, znów zalegliśmy na kanapie i zaczęliśmy oglądać filmy. Wieczorem padło na "The Ring". Nie bałam się tego, komentowałam tylko bezsensowność każdej sceny. Z każdego mojego komentarza Brad śmiał się niczym dziecko, no ale co ja poradzę, że scenarzyści tych filmów mają wyobraźnię, jak różowe barany biegające po chmurkach. W końcu zachciało mi się spać.
- Brad, spać mi się chce, zrób coś!
- Jak chce ci się spać, to chodź, idziemy spać.
- Ale jestem zmęczona. Nie dam rady ruszyć tyłka.
- To cię zaniosę.
- To dawaj siłaczu, haha. - Tak jak się spodziewałam, Brad nie rzuca słów na wiatr. Wziął mnie na ręce i zaniósł do sypialni.
- To śpij kochanie.
- Ale tak bez ciebie?
- Ja idę, wyłączę telewizor, bo Kevin też już śpi.
Zanim Brad wrócił zasnęłam, jednak nie na tyle twardo, by nie czuć i nie słyszeć (nie)zgrabnych ruchów mojego chłopaka. Oczywiście mój słodki naiwniaczek myślał, że śpię, ale ja słyszałam jak ściąga koszulkę, jak kładzie się koło mnie tak delikatnie, aby mnie nie obudzić, czułam jak delikatnie całuje moje usta i jak mnie przytula. Gdy tylko się położył, przytuliłam się do jego sześciopaczku z promocji i wyszeptałam:
- Chyba wygrałeś kochanie. - pocałowałam go. - Teraz jesteśmy kwita. Dobranoc.
- Magda! Musisz mi pomóc! Ja mam wielki problem! Ratuj mnie, ja nie przeżyję, jestem taka głupia!
- Ale spokojnie, wejdź, uspokój się, powiedz mi powoli, co się stało.
- No bo ja się pokłóciłam z Di!
- No i...?
- No i to! Ja tego nie przeżyję!
- Chwila, przecież się tylko pokłóciłyście, więc o to chodzi?
- My się nigdy dotąd nie kłóciłyśmy! To jest horror!
- Ale o co dokładnie poszło?
- O jakąś błahostkę, nieważne. No i ona mnie przeprosiła, ale to ja na niej to wymusiłam i teraz nie wiem co zrobić!
- Eee... No powiedz jej, że nie miałaś racji i tyle.
- Ale kiedy ja miałam rację!
- No to powiedz, że nie chcesz się dłużej kłócić i wtedy się znów przytulicie i będziecie krzyczeć: Awuwuwuwuwuwuwuwuwu!
- Ale ja tego nie zrobię.
- Czemu?
- No bo tak.
- To jak ja ci mam pomóc i po co w ogóle do mnie przyszłaś, skoro nie zgadzasz się na żadne moje sugestie?
- Ty nic nie rozumiesz! Ona się na mnie przez to obraziła!
- No to nie wiem, rób co chcesz! - wtedy usłyszałam kolejny dzwonek do drzwi. Tym razem była to Di:
- Magda, musisz mi pomóc! Pokłóciłam się dziś z Zoe o błahostkę i potem ją przeprosiłam, ale ona się na mnie obraziła! Nie wiem, co jej znów strzeliło do głowy, ale czuję się winna!
- Wejdź, myślę, że to wam pomoże.
- Ale niby... Zoe?
- Dorothy? - Z poderwała się z kanapy - Co ty tutaj robisz?
- Wpadłam wyżalić się Magdzie z naszej kłótni. A co ty tutaj robisz?
- To samo. Di, ja cię naprawdę przepraszam! To był mój błąd, nie wiem, co mną wtedy kierowało!
- Też nie wiem, co ci się stało, ale chyba ci minęło.
- Di, wróć do mnie! Wybacz mi!
- Z, to ty mi wybacz! To tylko i wyłącznie moja wina, ja zapomniałam!
- Nie, to ja czepiam się o błahostki!
- Zgoda?
- Zgoda!
I wpadły sobie w objęcia z dzikim wrzaskiem "Awuwuwuwuwuwu!" Nie, żeby coś, ale ja też chciałabym mieć tylko takie problemy. Żeby przejmować się tylko kłótnią z przyjaciółką...
Ochrzaniłam bliźniaczki za ten numer, a później pożegnałyśmy się. Zoe wróciła do domu. Oczywiście dziewczyny dostały również niezły owal od rodziców za ten numer, ale teraz już jest wszystko w porządku. Nareszcie mogłam skupić się na szkole i Bradzie. A właśnie nie wspominałam, że niedługo wakacje i wyjeżdżam do Polski. Yeah! :D Nie mogłam się tego doczekać. Gadałam naprawdę dużo, jak na mnie, o tym jak wspaniałe będą te wakacje. Tylko mój kochany dał radę mnie znieść. Podziwiam go, czasami sama siebie miałam dość, a on cierpliwie mnie słuchał. Chociaż do tej pory nie jestem pewna, czy nawet mnie słuchał, ale co tam, to będą najlepsze wakacje we Wszechświecie!!! "Zejdź na Ziemię wariatko, ludzie się ciebie boją" - pomyślałam i mocno się przeciągnęłam. Dawno nie miałam tak dobrego humoru. Gdy już się lekko "ogarnęłam", zeszłam do kuchni i ni stąd ni zowąd znów zachciało mi się spać.
- Hej, mamo.
- Hej, kochanie. - usłyszałam głos jakiś taki nie "mamusiny".
- O Brad, hej! Co ty tu robisz? Zazwyczaj przychodzisz później i idziemy razem do szkoły. - uśmiechnęłam się do MOJEGO chłopaka i otworzyłam lodówkę.
- Też się cieszę, że panią widzę. A i dziękuję pani za przypomnienie, co robię z moją dziewczyną codziennie rano.
- Och proszę pana, co tak oficjalnie?
- A bo nie dała mi pani buziaka na przywitanie.
- Och, znalazł pan sobie powód. - uśmiechnęłam się zadziornie.
- To może zamknęła by pani tą lodówkę i dała mi w końcu buzi?
- Nie.
- Jak to "nie"?
- Nie.
- Ja ci dam "nie"!- w tym momencie podszedł do mnie i złapał mnie w pasie. - Sam sobie wezmę.
- Haha nie weźmiesz. - wyślizgnęłam się z objęć chłopaka i stanęłam w drugim kącie kuchni.
- A założymy się?
- A o co?- podparłam ręce na biodrach.
- Hmm... o buzi! Jak do końca dnia uda mi się od ciebie skraść buziaka, to dostanę drugiego, a jak mi się nie uda to... też dostanę buzi!
- Haha, ale żeś wypalił. Zakładamy się, że nie uda ci się zdobyć buzi, i jak ci się nie uda, to na pocieszenie i tak dostaniesz buzi. Haha, śmieszne kochanie.
- Nie śmieszne, tylko się zakładamy.
- Dobra.
- Dobra. - skwitował po mnie Brad i zaczął się do mnie zbliżać. Gdy stał już wystarczająco blisko, postanowiłam się jeszcze trochę z nim podroczyć.
- Wygląda no to, że wygram. - powiedział tryumfalnie.
- No chyba... NIE! - skuliłam się na podłodze i wyczołgałam, żeby uciec od Brada.
- Osz ty! Niegrzeczna dzisiaj jesteś!
- No wiem! - podeszłam do blatu kuchennego, na którym leżały już wcześniej przygotowane produkty na kanapki. Postanowiłam zjeść w końcu śniadanie. Zrezygnowany Brad usiadł na wcześniej zajmowanym przez siebie miejscu.
- Chcesz kanapki?- niemal krzyknęłam na całą kuchnię.
- Wolę ciebie. - usłyszałam cichy szept prosto do ucha i poczułam ciepłe dłonie na biodrach. Natychmiast odwróciłam się do ukochanego. Ten oparł swoje czoło o moje i chciał mnie pocałować.
- O nie kochanie, nie tak szybko. Patrz, która godzina, już czas do szkoły.
- No ale... Madziu... - westchnął zrezygnowany.
- Żadne "ale" mój przystojniaku, trzeba iść się edukować.
- Zamiast edukować, wolę się całować. Księżniczko, to nie dostanę buzi?- zrobił minę zbitego psa.
- Nie, kochanie, nie. Idziemy do szkoły. - Zarządziłam i wzięłam torbę, którą wczoraj zostawiłam na kanapie. - Idziesz? - uśmiechnęłam się uroczo.
- No, ale ani jednego?
- Dobra, idę sama.
- No, ale...
- Mamo wychodzę! - wydarłam się na cały dom, na co w odpowiedzi usłyszałam "Nie tak głośno!".
- Idziesz? - znów zapytałam Brada.
- Idę, kochanie.
Droga do szkoły nie zajęła nam długo, z resztą jak zwykle. Cały dzień w szkole minął jak zwykle, nauczyciele mieli mnie gdzieś, bliźniaczki rozgadywały całej szkole, że spotkały One Direction, czyli wszystko po staremu. Lekcje mijały coraz szybciej, gdy w końcu się skończyły, mogłam opuścić ten wytwór szatana, który potocznie nazwany został szkołą. Tak, pamiętam, co mówiłam wcześniej, ale wtedy wszystko było inne. Wtedy byłam tylko Magdą, której nikt nie chce i która się zbłaźni przed całą szkołą, kiedy tylko otworzy usta. Teraz jest inaczej. Mam cudownego chłopaka i wspaniałe życie, tu w Londynie. A pomyśleć, że rok temu zarzekałam się, że nie chcę tu jechać. Wiem, że to brzmi. Jak wywody zmęczonej życiem dwunastolatki, ale tak jest. Kończąc moje filozoficzne wywody, teraz szklanka jest do połowy pełna, a nie pusta.
Gdy lekcje się skończyły, wyszłam ze szkoły. Ruszyłam w kierunku domu, oczywiście w połowie drogi dobiegł do mnie Brad.
- Hej, Magdzia. - znów próbował pocałować mnie w policzek, jednak ja sklerozy jeszcze jako takiej nie mam i pamiętałam o naszym zakładzie.
- Nie tak szybko. Pamiętasz o zakładzie?
- Och, Madziu, jaka ty pamiętliwa.
- Wiem, ale zakład to zakład.
- No ale...
- Nie pyskuj!
- Dobrze mamo. - zaczęliśmy się śmiać na całą ulicę. Do mojego domu doszliśmy szybko, od razu zalegliśmy przed telewizorem.
- Magda, dopiero co wróciliście do domu i już zamieszkaliście na kanapie. - usłyszałam wesoły świergot Agaci.
- Czego się czepiasz? Sama niedawno siedziałaś z Mattem cały dzień na kanapie i oglądaliście filmy. A poza tym do tej pory ci to nie przeszkadzało.
- Oj Boże, siostra, idź ty gdzieś z Bradem i daj mi spokój.
- Zapraszasz dzisiaj Matta?
- No tak... Kurde, dobra jesteś.
- No może, ale mówiłam ci, że on jest dla ciebie za stary.
- Gadasz głupoty, my jesteśmy sobie przeznaczeni!
- Że co proszę?! Nie wygłupiaj się, Agacia.
- Oj dobra, idziecie sobie czy nie?
- No chodź Madziu, pójdziemy dzisiaj do mnie. Zapytaj mamy i idziemy. - Brad uśmiechnął się i przytulił mnie.
- No dobra, będziemy mieli spokój od tej gówniary. - pokazałam siostrze język.
- Spadaj starucho. - Agacia podeszła do mnie, przytuliła mnie i pocałowała w policzek. - Dzięki!
- Mam być zazdrosny?
- Nie... a właściwie tak. Wtedy wyglądasz bardzo sexy.
- Uuu kochanie. - znów próbował mnie pocałować, ale pamiętajcie, ja sklerozy nie mam.
- O, nie tak szybko.
- Ej no!
- Co, to idziemy czy nie?
- A pytałaś się?
- Nie, ale zaraz to zrobię. - zadzwoniłam do mamy, ona szybko się zgodziła, bo miała być dzisiaj wcześniej w domu. Szybko spakowałam najpotrzebniejsze rzeczy i wyszliśmy do Brada.
Tam przywitał mnie radosny świergot Kevina, przyzwyczaiłam się, bo dosyć często przesiadywał u Julki. Tym razem zapchał usta czyś w rodzaju kanapki, było w niej wszystko: dżem, szynka, frytki, pasztet, ser, sałata, a jakby dobrze poszukać, to i psia karma by się znalazła. A tak na marginesie, to nasze manaty pogodziły się już. Nikt nie wie, o co im dokładnie chodziło, może tylko Krakers. Nie podjęliśmy się z Bradem żadnych ambitnych czynności, znów zalegliśmy na kanapie i zaczęliśmy oglądać filmy. Wieczorem padło na "The Ring". Nie bałam się tego, komentowałam tylko bezsensowność każdej sceny. Z każdego mojego komentarza Brad śmiał się niczym dziecko, no ale co ja poradzę, że scenarzyści tych filmów mają wyobraźnię, jak różowe barany biegające po chmurkach. W końcu zachciało mi się spać.
- Brad, spać mi się chce, zrób coś!
- Jak chce ci się spać, to chodź, idziemy spać.
- Ale jestem zmęczona. Nie dam rady ruszyć tyłka.
- To cię zaniosę.
- To dawaj siłaczu, haha. - Tak jak się spodziewałam, Brad nie rzuca słów na wiatr. Wziął mnie na ręce i zaniósł do sypialni.
- To śpij kochanie.
- Ale tak bez ciebie?
- Ja idę, wyłączę telewizor, bo Kevin też już śpi.
Zanim Brad wrócił zasnęłam, jednak nie na tyle twardo, by nie czuć i nie słyszeć (nie)zgrabnych ruchów mojego chłopaka. Oczywiście mój słodki naiwniaczek myślał, że śpię, ale ja słyszałam jak ściąga koszulkę, jak kładzie się koło mnie tak delikatnie, aby mnie nie obudzić, czułam jak delikatnie całuje moje usta i jak mnie przytula. Gdy tylko się położył, przytuliłam się do jego sześciopaczku z promocji i wyszeptałam:
- Chyba wygrałeś kochanie. - pocałowałam go. - Teraz jesteśmy kwita. Dobranoc.
(Ścieżka 34)
Kilka dni później siedziałam sobie, oglądając TV, gdy usłyszałam dzwonek do drzwi. To była Z:- Magda! Musisz mi pomóc! Ja mam wielki problem! Ratuj mnie, ja nie przeżyję, jestem taka głupia!
- Ale spokojnie, wejdź, uspokój się, powiedz mi powoli, co się stało.
- No bo ja się pokłóciłam z Di!
- No i...?
- No i to! Ja tego nie przeżyję!
- Chwila, przecież się tylko pokłóciłyście, więc o to chodzi?
- My się nigdy dotąd nie kłóciłyśmy! To jest horror!
- Ale o co dokładnie poszło?
- O jakąś błahostkę, nieważne. No i ona mnie przeprosiła, ale to ja na niej to wymusiłam i teraz nie wiem co zrobić!
- Eee... No powiedz jej, że nie miałaś racji i tyle.
- Ale kiedy ja miałam rację!
- No to powiedz, że nie chcesz się dłużej kłócić i wtedy się znów przytulicie i będziecie krzyczeć: Awuwuwuwuwuwuwuwuwu!
- Ale ja tego nie zrobię.
- Czemu?
- No bo tak.
- To jak ja ci mam pomóc i po co w ogóle do mnie przyszłaś, skoro nie zgadzasz się na żadne moje sugestie?
- Ty nic nie rozumiesz! Ona się na mnie przez to obraziła!
- No to nie wiem, rób co chcesz! - wtedy usłyszałam kolejny dzwonek do drzwi. Tym razem była to Di:
- Magda, musisz mi pomóc! Pokłóciłam się dziś z Zoe o błahostkę i potem ją przeprosiłam, ale ona się na mnie obraziła! Nie wiem, co jej znów strzeliło do głowy, ale czuję się winna!
- Wejdź, myślę, że to wam pomoże.
- Ale niby... Zoe?
- Dorothy? - Z poderwała się z kanapy - Co ty tutaj robisz?
- Wpadłam wyżalić się Magdzie z naszej kłótni. A co ty tutaj robisz?
- To samo. Di, ja cię naprawdę przepraszam! To był mój błąd, nie wiem, co mną wtedy kierowało!
- Też nie wiem, co ci się stało, ale chyba ci minęło.
- Di, wróć do mnie! Wybacz mi!
- Z, to ty mi wybacz! To tylko i wyłącznie moja wina, ja zapomniałam!
- Nie, to ja czepiam się o błahostki!
- Zgoda?
- Zgoda!
I wpadły sobie w objęcia z dzikim wrzaskiem "Awuwuwuwuwuwu!" Nie, żeby coś, ale ja też chciałabym mieć tylko takie problemy. Żeby przejmować się tylko kłótnią z przyjaciółką...
Hehehehehe;D Czadowe! Znowu banan! Sprawiacie, że wiecej sie smieje! Kocham, czekam, -nienormalna;*
OdpowiedzUsuńCzytam, ujawniam się :3 Wybacz, nie umiem się rozpisywać. To, że mi się podobało, wystarczy? :c
OdpowiedzUsuńpogranicze-w-ogniu.blogspot.com/
Wystarczy w zupełności nawet zwykle ":)" <3
UsuńA przy okazji cieszymy się, że postanowiłaś się ujawnić! :3
Usuń