wtorek, 12 lutego 2013

Rozdział 9.

Rozdział 9.
(Ścieżka 10)
Całe wakacje spędziłam z Bradem, często gadaliśmy z moimi znajomymi z Polski przez Skypa albo chodziliśmy na spacery, zachowywaliśmy się jak starzy, dobrzy przyjaciele. Ja wiedziałam o nim wszystko i on o mnie też, choć nie obejmowało jednak tematu szkoły. Gdy tylko zaczynałam ten temat, szybko ucinał rozmowę. Znając moją mamę i Agacię, już kupowały stroje na ślub, ale co to, to nie.
Gdy w końcu błogie wakacje się skończyły, trzeba było wybrać się w końcu do nowej szkoły. Już nie napawało mnie to lękiem, ponieważ wiedziałam, że nawet jeśli nikt nie polubi szarej myszki z Polski, to Brad będzie ze mną. Wstałam rano i od razu wyszykowałam się do szkoły, niestety musiałam iść sama, ponieważ "przyszły zięć mojej mamy", jak kazała na niego mówić, musiał coś jeszcze załatwić, na całe szczęście pokazał mi wcześniej drogę. Ubrałam się jak zwykle, czyli rurki, bluza i T-shirt, do tego nowe słuchawki.
Po dosyć sporym dystansie dotarłam do szkoły. Tu, w Anglii, odbywa się to inaczej, nie ma zbędnych akademii, tylko rozpiski i masa papierów. Gdy weszłam, w oczy rzucił mi się tłum dziewczyn otaczających jakiegoś chłopaka. "Aha pewnie szkolny przystojniak. Ja na pewno nie będę się tak zachowywać przysięgam to sobie" - pomyślałam. Kiedy przechodziłam obok tłumu, usłyszałam, jak ktoś mnie woła:
- Magda! - spośród tłumu wyszedł Brad. - Hej! Jesteś nowa tak? - uśmiechnął się.
- Haha, bardzo śmieszne. Poczekaj bo pęknę ze śmiechu. Czyli że jesteś bożyszczem szkolnym? - popatrzyłam na niego, był speszony, chyba nie chciał żebym o tym wiedziała.
- Tia...- westchnął. - Niestety, tak. Nie chciałem żebyś się o tym dowiedziała, dlatego nie gadaliśmy o szkole, rozumiesz...
- Rozumiem, ale dlaczego nie chciałeś mi o tym powiedzieć?
- Wiesz, wszystkie dziewczyny, które tam stały, powoli zaczynają działać mi na nerwy. Większość z nich myśli, że mogą mieć każdego, a poza tym, jak ze mną rozmawiają to nie wykazują żadnych oznak że w tej pięknej główce coś jest. A do tego pewnie pomyślałabyś, że jestem nadętym bufonem, który się chwali ile lasek na niego leci. - westchnął. Spojrzeliśmy na siebie, wciąż staliśmy niedaleko tego tłumu dziewczyn. Rzeczywiście, większość z nich, dosłownie pożerała wzrokiem Brada, a niektóre patrzyły się na mnie, jakby chciały mnie zabić. Zaczęliśmy iść w stronę mojej szafki. Szkoła do której chodziłam, była podzielona na dwie sekcje, dla chcących uczyć się z Anglikami i dla uczniów którzy przybyli z zagranicy, aby było im łatwiej. Ja chodziłam oczywiście do tej drugiej, a Brad do pierwszej. Odprowadził mnie do szafki i pożegnał się ze mną, obiecał, że przyjdzie na następnej przerwie. Ruszyłam w stronę klasy. Po skończonej lekcji spotkałam się z Bradem, który oprowadził mnie po budynku. Mijaliśmy dużo dziewczyn które patrzyły się na mnie z nienawiścią, wtedy Brad powiedział:
- Nie martw się, nie wiem dlaczego tak za mną szaleją, ale wkrótce się przyzwyczają, że przyjaźnię się z tobą. - uśmiechnął się, odwzajemniłam uśmiech i spuściłam głowę w dół. Nie chciałam widzieć tych wszystkich spojrzeń które były pełne nienawiści i zdziwienia, bo przecież jak szkolny przystojniak może się zadawać z szarą myszką, a do tego z szarakiem, który dopiero zaczął tu się uczyć? Najwyraźniej Brad to zauważył.
- Ej, nie smuć się, przejdzie im, naprawdę. - znów się uśmiechnął.
Zatrzymaliśmy się, Brad zaczął rozmawiać z jakąś dziewczyną, najwyraźniej była to koleżanka czarnookiego.
- Hej Danielle, poznaj Magdę, jest z Polski.
- Hej Magda, jestem Danielle, jak już wiesz. Chodź od tego tu, niech da ci trochę spokoju. - wskazała na Brada i wykonała gest taki jakby go odpędzała. Uśmiechnęłam się.
- Nie, idę z wami!
- Ty nie szarżuj, ja się już zajmę naszą Madzialeną. - uśmiechnęła się.
- Ale chce was tu widzieć na następnej przerwie. - powiedział stanowczo.
- Oczywiście że nie, daj jej odpocząć.
- Czy moje zdanie się tu w ogóle liczy? - zapytałam zadziornie.
- No, tak jakby mniej. Już Brad, znikaj, nie ma cię tu!
- Dobra, już idę, pa. - przytulił Danielle. - Dziękuję. A właśnie Magdzia, choć no tu. - mnie również mocno uściskał. - Pa, dziewczyny.
- No nareszcie. Teraz ja cię oprowadzę. Chodź.
Ruszyłyśmy przed siebie, Danielle bardzo dużo opowiadała o osobach które mijałyśmy, uważała że muszę znać wroga. Wow, nie wiedziałam że będzie aż tak źle, że cała szkoła będzie moim wrogiem, ale Dani szybko mi to wyjaśniła. Oczywiście na każdej przerwie była ze mną i odpędzała Brada, była zwariowana ale bardzo miła. Przed ostatnią lekcją wybrałam się do sklepiku szkolnego, doskwierał mi głód. Po drodze wyłączyłam się kompletnie, myśląc o tych laskach patrzących na mnie z miną seryjnych morderczyń. Nagle zorientowałam się, że nie wiem, gdzie jestem. Kurde! Pierwszy dzień, a ja już się zgubiłam! Zobaczyłam dwie dziewczyny, siedzące razem na ławce i śmiejące się, nie wiadomo z czego. Wyglądały, jakby były na haju.
- Eee, przepraszam, czy wiecie może, jak stąd dotrzeć do sklepiku?
- Hiehiehiehiehie! Tja, hiehiehiehiehie!
- Eee, a możecie mi powiedzieć? - najwyraźniej ta druga już się ogarnęła, bo szturchnęła tą pierwszą.
- Zoe, opanuj się! Ludzie się patrzą!
- Hiehiehiehiehie! Ja tu widzę tylko jednego ludzia!
- Jezus! Przepraszam cię za nią, ona tak ma, chociaż w sumie ja też! Och, jestem Dorothy, a toto rżące - wskazała na pierwszą - to to jest Zoe.
- Magda... - byłam trochę zdekoncentrowana zachowaniem Zoe. - Czy wy... No ten tego? - udałam, że palę trawkę.
- Nie! No co ty! My tak same z siebie! - Zoe chyba doszła do siebie - My cieszymy się chwilą, bo nikt nas w życiu nie zechce i wylądujemy w muzeum sztuki nowoczesnej, jako dwa głowne eksponaty, bo zarośniemy mchem!
- Heh, to powiecie mi, jak się stąd wydostać?
- Jasne, tylko nie wystrasz się, jak znów będziemy się chichrać, to u nas normalne, trzeba nam dać chwilkę - Dorothy chyba znów miała zacząć się śmiać, więc czym prędzej ruszyłyśmy w drogę powrotną.
Gdy wszystkie lekcje się skończyły, wyszłam ze szkoły, nałożyłam słuchawki i ruszyłam w kierunku domu. Gdy ruszyłam w drogę, nagle zatrzymały mnie jakieś dziewczyny, nie znałam ich, ale przestraszyłam się.
- Te, ładna panienko! Co się tak przywalasz do Mega Boskiego Ciacha Bradena, co? - czuć było od niej papierochy.
- Ja się do niego nie przywalam! Jestem tylko kumpelą!
- Ta, jasne! Ja się od niego nie odstawisz, to tak ci skopiemy twoją śliczną mordkę, że sam się zostawi!
Wtedy podbiegł Brad.
- Co się tu dzieje? Magda, wszystko w porządku?
- O, hej Brad, gadałyśmy sobie z Magdą. A co u ciebie? - babka, która przed chwilą mi groziła, teraz zaczęła się przymilać.
- Ta, świetnie, dajcie jej spokój. Dzięki. Chodź Magda. - pociągnął mnie lekko za dłoń i zaczęliśmy iść w kierunku mojego nowego domu.
- Czego one chciały?
- Żebym się od ciebie odczepiła.
- O matko, czy one nie zrozumieją, że nie jestem nimi zainteresowany? A z reszta nieważne. Chcesz wyjść dzisiaj na miasto?
- Nie, dzięki, posiedzę w domu.
- Dobra to ja posiedzę z tobą jeśli mogę.
- Nie, nie możesz. - wystawiłam język.
- No weź. Bo będę cię łaskotał.
- Nie będziesz. - No i na moją własną prośbę uroczy Mulat zaczął mnie łaskotać.
- No dobrze, dobrze, możesz wpaść. - wydusiłam przez śmiech. Na szczęście dotarliśmy już do mojego domu.
- To wpadnij potem.
- A ja mam lepszy pomysł, z tego co mi mówiłaś twoja mama jest w pracy a Agacia u koleżanki, więc będziesz siedzieć sama, tak?
- No tak. - Powiedziałam otwierając drzwi. - Będę siedzieć sama i znając życie oglądać filmy.
- No to ja nie przyjdę później i zaczniemy seans teraz.
- No to chodź. - Pomimo mojej nieśmiałości w kontaktach z ludźmi przy Bradzie ona znikała, czułam się jakby nigdy jej nie było. Gdy weszliśmy od razu włączyłam filmy które wcześniej sobie nagrałam, zaczęliśmy od komedii, przez dramat, filmy fabularne aż do romansu, przysięgam na kota, którego nie mam, że zaczęliśmy oglądać ten romans, kiedy było już ciemno. Śmialiśmy się z każdej badziewnej sceny i parki, która tam występowała, było to tak nudne, że zasnęłam.
(Ścieżka 11)
Mijały miesiące, a ja coraz bardziej przywiązywałam się do Brada. Coraz silniej byłam pewna, że to... NIE! Nie, to nie jest miłość! Nie mogę się tak szybko zakochiwać, jestem okropna!
Usłyszałam dźwięk dzwonka do drzwi.
Otworzyłam. Zobaczyłam wielki bukiet róż. Brad wniósł go do domku, z okrzykiem: "Dla najpiękniejszej solenizantki!"
- No już, już, nie podlizuj się - solenizantka, czyli moja mamusia, ukazała się w drzwiach. - Możesz iść z nią do pokoju, nie musiałeś aż tak się wysilać!
Weszliśmy do mojego pokoju chichocząc. Rzuciłam się na łóżko, Brad zrobił to samo. Przeglądaliśmy wszystkie strony na Necie, które znaliśmy. Śmialiśmy się coraz głośniej, najbardziej rozśmieszyło nas zdjęcie dziecka, które wsadziło głowę do pralki. Nie była włączona, ale bawiło nas to niezmiernie. Potem Brad zaczął opowiadać historię ze swojego dzieciństwa.
**
- Kiedy byłem młodszy, miałem może 4 lata, poszedłem z tatą do wesołego miasteczka, to był chyba bardzo pechowy dzień. Poprosiłem tatę o "chmurkę", tak mówiłem na watę cukrową. Kupił mi ją, ale dość szybko wylądowała na moich włosach, płakałem jak nie wiem, a tato tylko się śmiał, bo wyglądałem jakby w ciągu paru minut urosło mi afro, zrobił mi zdjęcie, a ja powiedziałem do niego że jest niedobrym tatą i na całe wesołe miasteczko wykrzyczałem: "Mój tato jest bardzo niedobrym tatą, bo nie chce mi wyciągnąć chmurki z głowy" ludzie patrzyli się na mnie i uśmiechali się, a mój tato próbował mnie odkleić od tego. Udało mu się, jednak byłem na niego obrażony i zacząłem krzyczeć że go nie kocham. On z politowaniem zapytał: "A czy kochasz tatę kupującego ci "chmurki"? ja mu na to: "Jeśli tak mówisz, to takiego tatę kocham, bardzo bardzo". Oczywiście kupił mi kolejny raz to samo, ale tym razem usiedliśmy na ławce i tato pokazał mi zdjęcie, które zrobił, ciągle je mam. - w tym momencie wyciągnął telefon o pokazał mi fotografię.
- Jaki słodki, mały Bradzio. - spojrzałam na jego afro z waty i grymas na twarzy. Zaczęłam się śmiać. Wyglądał przezabawnie, nie mogłam się powstrzymać. - Ha ha, Brad kiedyś byłeś przystojniejszy, umówiłabym się z tobą. A tak na serio, to byłeś bardzo przystojnym czterolatkiem. - popatrzyłam się na niego, stał przy ścianie, na której wisiało moje zdjęcie z dziadkiem, zrobione, gdy miałam 5 lat i płakałam, bo dziadzio nie chciał dać mi prowadzić naszego Mercedesa. Zdjął zdjęcie ze ściany i pokazał mi.
- A to co za mała złośnica? Jaka byłaś wtedy słodka, niewinna i tak mało denerwująca. - zaśmiał się, a ja rzuciłam w niego poduszką próbując przy tym odzyskać kompromitującą fotografię, na próżno.
- To nie, ja zabiorę ci telefon. - wystawiłam język do uroczego Mulata.
- Och, ty! Oddawaj! - Zaczęliśmy ganiać się po pokoju, gdy zatrzymaliśmy się po dwóch stronach łóżka Brad krzyknął:
- Oddaj mi telefon.
- Nie! - tupnęłam nóżką jak mała dziewczynka.
- Tak!
- Jak oddasz mi zdjęcie, to ja oddam ci komórkę.
- Jak oddasz mi telefon, to ja oddam zdjęcie.
- Nie to nie, foch. - znów przytupnęłam nóżką i obróciłam się plecami do bruneta. Ten po cichu podszedł do mnie i zaczął mnie łaskotać.
- Teraz oddasz? - zapytał wciąż zadając mi serię tortur, zwaną łaskotkami.
- Nie! - nie mogłam przestać się śmiać, ale postanowiłam że nie oddam mu telefonu.
- A teraz?!
- Nie! Hahahaha! Nie oddam ci telefonu.- znów wybuchałam śmiechem.
- To będę cię łaskotał. Po chwili nieustannego śmiechu i łaskotek wykrzyczałam:
- Nie! Przestań już! Przestań! Błagam!
- A oddasz mi telefon? - zapytał chytrze.
- Nie!
- To będę cię dalej łaskotał.
- Hahaha! Przestań brzuch mnie boli, przestań już!
Wtedy "wrzucił" mnie na łóżko i przytrzymał ręce.
- To oddasz mi telefon czy nie?
- No dobrze, dobrze, tylko się droczę!
W tym momencie weszła mama, która ma zawsze bardzo dobre wyczucie czasu.
- Ty to chyba lubisz głośno krzyczeć, Bradziu. Chociaż, jak znam Magdę, to ona i tak będzie potrafiła głośniej. Współczuję przyszłym sąsiadom. - Po tych słowach wyszła. Zawsze miała niewyparzony język, a w tym momencie chciałam jej go obciąć. Popatrzyliśmy na siebie i wybuchnęliśmy śmiechem. Nie mogliśmy po prostu inaczej, rzeczywiście w tamtej chwili wyglądaliśmy dość, powiedzmy, że specyficznie.
- Teraz kolej na ciebie - Brad wyglądał, jakby miał się popłakać ze śmiechu.
- Czy ja wiem...
- No dawaj, musiałaś mieć jakieś fajne przeżycia!
- Jak sobie coś przypomnę, to ci opowiem, ale w tej chwili przychodzą mi do głowy tylko moje filozofie sprzed paru lat.
- Chętnie posłucham.
- No, kiedyś podeszłam do mamy i powiedziałam, że moje szczęście jest jak pralka.
- Pralka?
- Tak. Wtedy mama zapytała: "Dlaczego? Bo wiruje cały czas? Bo nie zawsze jest po twojej stronie i nie chce się zatrzymać?" A ja jej na to: " Nie. Zżera mi kasę".
- Hahahaha! Niezła filozofia, jak na 5 - letnią dziewczynkę!
- Oooo, było ich dużo więcej.
- Dawaj...

6 komentarzy:

  1. AAAAAA Super, Waritki, nie miałam jak wcześniej napisac komentarza, ale jak Kociałke tak szantażuje, to napisze! Przecież to oczywiste, ze mi sie podoba!;D pozdrawiam -nienormalna;*

    OdpowiedzUsuń
  2. No w końcu Agatko! Ja tu wylewam swoje łzy, że nikt nie komentuje! Stwierdziłam, że dopóki nie będzie chociaż jednego komenta, to następny odcinek się nie pojawi! Ale dzięki, że czytasz! Nie nudzi ci się to jeszcze xD ???

    OdpowiedzUsuń
  3. Jak mogłaś tak pomyśleć!? To jest NAJLEPSZE!;D I przepraszam bardzo, gdzie sie podziała moja WYCZEKIWANA 10!? JA TU NADAL CZEKAM!!! -nienormala;* P.S I tak was KOCHAM!<3

    OdpowiedzUsuń
  4. Jeszcze chwilę poczekasz, ale jest na co, przyrzekam! Jeszcze musimy zrobić korektę i odcinek się pojawi!!! Przyrzekam na moją miłość do 1D, że odcinek będzie najpóźniej jutro!

    OdpowiedzUsuń
  5. No dawajcie 10 bo nie mogę się doczekać. Proszę. :)Dodajcie do niedzieli bo żegnam się wtedy z internetem na tydzień. :P Kocham -świrs <3

    OdpowiedzUsuń
  6. 10 już jest tak więc czytajcie :)

    OdpowiedzUsuń