piątek, 8 lutego 2013

Rozdział 6.

Rozdział 6.
(Ścieżka 07)
Kolejny raz plułam sobie w brodę. Kretynka! Dlaczego ja go wtedy nie pocałowałam! Czy nie mogłam go wtedy tak zwyczajnie rozkochać w sobie i zostawić, tak jak wiele osób robiło to ze mną? Nie! Nie mogłam, nie jestem taka. Przez te kilka dni, które zostały do wyjazdu, postanowiłam nie wychodzić z domu. A co tam, niech moi fani i te wszystkie media, które tak bardzo interesują się moim życiem, napiszą, że zniknęłam, umarłam. Zaraz, co?! Trochę się rozpędziłam. Tego dnia po prostu stwierdziłam, że im mniej osób zranię do wyjazdu, tym lepiej. Całe dnie spędzałam w łóżku, czytając książki i słuchając muzyki. Mama nie wnikała do  moich "wewnętrznych rozmyślań", zajęła się próbami wysadzenia kuchni podczas gotowania "prowiantu" bo "w końcu nie wiadomo czym tam w Anglii ludzie się trują". Już myślałam, że ten ostatni dzień minie spokojnie, bez problemów i tych tam innych uciążliwych osób i rzeczy . Jak zawsze mój przyjaciel, los postanowił trochę się ze mną pobawić.
Rano mama zaczęła biegać po domu jak oszalała (czyli jak zwykle), gdyż w domu zabrakło bułek. 
- O, Madziuchna wstałaś już! Skocz no po bułeczki do sklepu.
- Ale mamo, żeby tam dojść trzeba przejść przez CAŁE osiedle! Nie zniosłabym tego. Jeszcze spotkam kogoś kogo nie chcę. Mamoooooooooooooo! Nie! 
- Magda! Ja ich potrzebuję! My ich potrzebujemy! Bez nich zginiemy!
- Mamo, to tylko bułki, a nie ostatnia kropla wody! Opanuj się kobieto! A poza tym nie możesz wysłać Agaci?
- Ona jest zajęta, a ty siedzisz w tym pokoju od kilku dni, nie wyściubiasz nosa zza kołdry. Marsz na dwór! Dostarczysz tym sflaczałym mięśniom, o ile jeszcze jakieś masz, świeżego powietrza. Jeszcze trochę i zmienisz się w wampira. - Po tych słowach mama podeszła do mnie i zaczęła dotykać moich ramion i oglądać moje zęby. Gdybym tylko mogła popatrzyłabym się na nią z miną: "Dafuq?" Jednak umiejętnie mi to uniemożliwiała. Gdy przestałą robić mi "przegląd techniczny" kontynuowała tą jakże zacną konwersację:
- Nie nie jesteś wampirem i zaniku mięśni jeszcze nie masz, aż tak dużego żebym miała się o ciebie martwić. Ruszaj się no po te bułki.
- A może ciebie ruszę do psychiatry, co? - uśmiechnęłam się i zaczęłam się ubierać.
Po chwili wyszłam z domu. W szybkim tempie dotarłam do sklepu. "Misja wykonana". Ta myśl towarzyszyła mi przy rozpoczęciu operacji "Bezpieczny powrót do domu", jednak szybko zniknęła.  Oczywiście starałam się zachować wszystkie zasady BPDDTŻNCNZ (Bezpiecznego Powrotu Do Domu Tak Żeby Nikt Cię Nie Zauważył) ale nagle zobaczyłam znajomą bluzę z nadrukiem "The Simpsons". Seba! Ukryłam się za drzewem, (wcale nie wyglądałam, jak taki miły pan co lubi dzieci, nie) z nadzieją, że mnie nie zauważy. Jak na złość zatrzymał się dziesięć metrów ode mnie! Postanowiłam, że im szybciej się ulotnię, tym lepiej. Wyszłam zza rośliny i ze sprawnością kota, skierowałam się w stronę murku, za którym na 100 % nie byłoby mnie widać. Już prawie, jeszcze chwilkę... Tak! Bezpieczna! Za parę kroków będę już w parku, a z stamtąd  tylko pięć minut drogi i będę w bazie... co? to znaczy w domu.
Już prawie dotarłam na moją uliczkę. Jeszcze ostatni raz obdarzyłam wzrokiem pamiętną ławeczkę, na której cała woda z mojego organizmu wsiąkała w mięciutką bluzę Tomka.
Zobaczyłam przytulającą się parę. Jak oni słodko razem wyglądali! Ona płakała, on ją pocieszał... Postanowiłam przejść obok nich i jeszcze raz rzucić okiem. Tęskniłam za czułością, potrzebowałam jej. Zrealizowałam swój plan w prawie 20%. Wszystko było by idealnie gdyby nie... jedwabiste blond włosy, które mieniły się w słońcu dziwnie znajomo. Tylko jedna osoba miała takie włosy. Zatrzymałam się przy zakochanych, sama nie wiem co chciałam tym osiągnąć, spojrzałam na nich i usłyszałam słowa które kiedyś dodawały MI otuchy.
- Może odprowadzę cie do domu i przy okazji kupię ci coś do picia, bo wodę ze swojego organizmu zostawiłaś na mnie.
Cisza.
- Chodź, bo się przeziębisz, mała. - Po chwili ciszy dodał:
- Przepraszam, za bardzo się rozpędziłem. - speszył się.
Brzmi znajomo. Podeszłam bliżej, chłopak spojrzał na mnie.
- Tomek! Co ty?! Jak śmiesz?! To samo mówiłeś mi! Myślałam. że to było przynajmniej trochę szczere, a ty co?! Nic! Nauczyłeś się tylko tego wierszyka na pamięć! - pierwsze łzy już spływały mi po policzkach.
- Ale to nie tak!
- Tak? A jak?! Nawet nie chcę tego słuchać. Jesteś zwyczajnie bezczelny, nie dość że okłamujesz mnie, to jeszcze tą Bogu ducha winną dziewczynę. - rozpłakałam się jeszcze bardziej. - A tobie, jakkolwiek masz na imię, radzę mu w nic nie wierzyć. - pobiegłam w stronę domu. Słyszałam tylko jak wołał moje imię. Gdy wróciłam do domu, mama stwierdziła, że już nigdy nie będzie mnie do niczego zmuszać, bo  moja twarz była czerwona, a łzy płynęły mi z oczu, niczym z wodospadu. Czułam że opuszczę Polskę ze złamanym sercem...

2 komentarze:

  1. Oooooooo, jakie to piękne! Mam nadzieje, ze siodmy przez ferie pojawi sie szybciej! Jak zawsze świetny wariatki! Kocham i czekam -nienormalna;*

    OdpowiedzUsuń
  2. Heh, jak zawsze Agatka pierwsza! Oczywiście że odcinek będzie szybciej, bo nawet, jeśli Kociaukę nie będzie miała weny, to ja tak, gdyż mama kupiła mi soczek pomarańczowy, a po nim wymyślam "z deczka poplątane" scenariusze xD

    OdpowiedzUsuń