poniedziałek, 25 lutego 2013

Rozdział 13&14

Rozdział 13.
(Ścieżka 18)
Nie odpisałam Tomkowi. Już wyjątkowo dużo namieszał w mojej psychice, niech tak lepiej pozostanie. Kilka dni później znów siedziałam z Bradem, oglądając TV, gdy nagle, choć już się do tego przyzwyczailiśmy, do domu wpadł Kevcio i to z rykiem rannego manata na ustach. Ale nie był sam. Wtórował mu inny ranny manat, a raczej manacica, choć nie wiem, czy istnieje coś takiego. W każdym razie samica tego, jakże głośnego gatunku. Razem z Bradem wyjrzeliśmy na korytarz, bo były dwie opcje:
1. albo Kevcio z koleżanką są nawaleni,
2. albo właśnie odśpiewują jakąś pieśń, niekoniecznie patriotyczną, najprawdopodobniej godową.
- Bradeczku, mój ty upiciupiduniu! - więc była to pierwsza opcja - Och, Magdalina tu jest! Pozwólcie, że przedstawię wam moją dziewczynę...
- Ktoś cię zechciał??? - ja i Brad zapytaliśmy o to w tej samej chwili.
- Magdzialeno, ucisz swe piękne usteczka, a ty, bracie, zamknij dziób, co? Powrócę do swej przemowy: Pozwólcie, że przedstawię wam moją dziewczynę, Julię! Jest Polką! Jak ty, Magdziuleńko! Polki są najpiękniejsze! My teraz udamy się do mojego pokoju, nie korzystajcie z tego, że ściany są cienkie! - Jula wybuchła właśnie śmiechem tak głośnym, że niejeden manat by się schował. Zawstydziła je na całej linii. Oboje próbowali dotrzeć na górę, jednak nie udało im się to, więc w środku trasy przysiedli na schodach i zaczęli się obściskiwać. Popatrzyliśmy na siebie z Bradem znacząco i wyszliśmy na spacer, nie przeszkadzając Kevciowi, bo w końcu niecodziennie ktoś go chce.
Gdy szliśmy razem, spotkaliśmy Zoe i Dorothy, które siedziały na ławce i jak zwykle śmiały się z czegoś. Tylko one wiedziały, co je śmieszy. "Dobrana z nich parka", pomyślałam i uśmiechnęłam się sama do siebie.
- Patrz, twoje koleżanki, te dwie wariatki. - uśmiechnął się.
- Zauważyłam. One nie są wariatkami, są bardzo fajne. - oburzyłam się.
- Spokojnie, nie denerwuj się.
- Nie znasz ich, a oceniasz, to jest nie fair. Chodź, poznasz je. - pociągnęłam za rękę mojego ukochanego i po niedługiej chwili staliśmy już przy ławeczce i dziewczynach. Było słychać je na cały park, ale widocznie nic sobie z tego nie robiły, też bym chciała przestać przejmować się opinią innych ludzi.
- Hej, dziewczyny.
Dalej się śmiały, nie zwracały na nas uwagi, wykonywały jakiś dziwny taniec. Przypominał dojenie krowy.
- Zoe, przestań, ludzie patrzą! - Dorothy wyjęła słuchawkę z ucha, a Zoe dalej "tańczyła". Hej Madzia, a kim jest twój towarzysz?
- To jest Brad, mój chłopak.
- Zazdroszczę ci.
- Czego? Aaaa mojego Bradzia, to wiem, każda chce takiego pięknego. - spojrzałam w te jego piękne, brązowe oczy a on się uśmiechnął.
- Jego też, ale przede wszystkim tego, że siedzisz tu mniej niż rok i już sobie kogoś znalazłaś, a ja tu siedzę od urodzenia i nic.
- O, hej, Madzia! - nagle obudziła się Zoe. - Co ty tu robisz i od kiedy mnie widzisz?
- Stoję tu dobre parę minut i gadam z Di.
- A o czym?- Dorothy najpierw walnęła wielkiego facepalm'a, a później wytłumaczyła Zoe wszystko jeszcze raz. Zaczęły znów trajkotać o tym, że nikt ich nie chce. Snuły plany, że wraz z armią kotów zapanują nad światem, a Di stwierdziła, że tylko śnieg i deszcz na nią lecą, wtedy Zoe to potwierdziła i bardziej dogryzła przyjaciółce. Zaczęły się nawzajem przedrzeźniać i droczyć. Stwierdziliśmy z Bradziem, że nie będziemy im przeszkadzać i odeszliśmy. Włóczyliśmy się tak długi czas, rozmawialiśmy o naszych planach na wakacje, na resztę życia, potem postanowiliśmy, że muszę wrócić do domu bo dawno już w nim nie gościłam. Miałam podejrzenia, że mama chce już wynająć moją sypialnię jakiemuś komputerowemu świrowi, studentowi z Niemiec. A tak na serio, to już od dawna planowała udostępnić pokój gościnny jakiejś parce lub singlowi, singielce etc. Chciała się wzbogacić.
Gdy wróciłam, pożegnałam się z Bradem i zaległam na kanapie angażując się w związek idealny, chociaż już takowego doświadczyłam. Przekonana o tym, że nie będzie nikt nas dzisiaj odwiedzał, przebrałam się w piżamę, później zorientowałam się, że zbyt wcześnie. Z niezapowiedzianą wizytą wpadła Danielle i jej koleżanka. Ciekawe, skąd wiedziały gdzie mieszkam? Ugościłam je kubkiem gorącego kakao i wygodną kanapą. Późnym wieczorem dały mi trochę spokoju. Nareszcie sama. No, w sumie to niezupełnie, bo ze mną w domu gniła mama i jej klon. Zamierzałam oddać się rozważaniom o moim, jakże cudownym, przynajmniej na razie, życiu. Z zamyślenia wyrwał mnie dźwięk mojego telefonu. Zamiast odebrać, zaczęłam tańczyć, bo uwielbiam mój dzwonek, "She's not afraid", One Direction. Po jakimś czasie się ogarnęłam i zauważyłam, że to Brad. Odebrałam.
- Kochanie, miałabyś ochotę wyskoczyć w przyszłym tygodniu na wycieczkę?
- A jaką dokładnie?
- To niespodzianka! Chceeeeeesz?
- Jasne, dogadamy się jeszcze jutro, bo zaraz ci zasnę przy telefonie, ok?
- Oczywiście, misiaczku, Dobranoc. Słodkich snów!
- Jeśli będą o tobie, to rzeczywiście będą słodkie. Pa.
Rozłączyłam się i już zaczęłam zasypiać, gdy znów napadła mnie ochota do tańca, z powodu kolejnego telefonu.
- O co się rozchodzi? - zapytałam Z nieźle poirytowana. Nastąpiła porcja krzyków i wrzasków, po kliku minutach ponowiłam pytanie.
- Jiiiiii, Madzia! Nie zgadniesz!
- Macie trzy bilety na koncert One Direction w przyszły piątek? - zapytałam od niechcenia.
- Nie!!! Mamy trzy bilety na koncert One Direction w przyszły piątek!
- Właśnie to powiedziałam.
- Wiem, ale tak chciałam ci o tym powiedzieć!!!
- Jak je zdobyłyście???
- Di czatowała na oficjalnej stronie przez całą noc i w ostatniej chwili capnęła aż trzy! Chcesz jeden???
- Jeszcze się pytasz? Oczywiście, że tak!
- Super! To do zobaczenia!
- Dzięki, pa!
W końcu zasnęłam.
(Ścieżka 19)
Następnego dnia spotkałam się z Bradem u mnie, aby obgadać plan wycieczki.
- To kiedy mam być gotowa?
- W piątek o 17. To będzie wypad na weekend. Już wszystko zarezerwowałem! Złapałem ostatni termin!
- W przyszły piątek???
- No, tak.
- Ale ja nie mogę...
- Co? Dlaczego mi nie powiedziałaś? Zarezerwowałbym dalszy, a tak nie ma już żadnego!
- Co ty rezerwowałeś???
- Restaurację i domek nad jeziorem!
- W środku zimy???
- Co, nie można być romantycznym??? A czemu nie możesz?
- Idę z Z i Di na koncert One Direction.
- Koncert jest ważniejszy ode mnie? Oni będą mieli ich jeszcze tysiące!!!
- Ale ja tak na to czekam, bo to może być moja jedyna szansa na zobaczenie ich na żywo! Wiesz, jak ciężko złapać bilety?
- A wiesz, jak ciężko dostać rezerwację w tak ekskluzywnej restauracji?
- Nie musimy iść to takiej pięciogwiazdkowej! Wystarczy domek!
- Musimy, bo mam plan. Nie możesz iść na ten koncert!
- Zabraniasz mi???
- Właśnie to powiedziałem!
- W takim razie ja zabraniam ci się do mnie odzywać! Wal się!
- Sama nie jesteś lepsza! Dobra, to koniec! Słyszysz? Z nami koniec!
- Fajnie! Żegnam! - mimowolnie podeszłam do drzwi i otworzyłam je. Brad wyszedł bez słowa.
Odeszłam od nich, połykając słone łzy, które spływały mi strumieniami po policzkach. Nigdy nie pomyślałabym, że Brad jest taki wybuchowy. A czemu ja zaczęłam krzyczeć? Nie mogłam tego znieść, nikt nie będzie ustawiał mi życia, tego nauczyła mnie mama. Fakt, często tego żałowałam, ale to była moja najważniejsza życiowa zasada. Poszłam do domowej łazienki, ale nie po to, żeby się pociąć, nie, no w życiu! Tak robią tylko słabe panienki w opowiadaniach, które czytam! Ja idę się wypłakać w gorącej, relaksującej kąpieli i nawet nie zamierzam się topić! A co!
(Ścieżka 20)
Kilka dni później poszłam w końcu na koncert, tak długo na to czekałam. Udał się chłopakom występ, nie powiem. Wszystkie moje ukochane piosenki i to na żywo! Z i Di przez pierwsze dwa utwory nawet się nie darły, pewnie z wrażenia, że jesteśmy w pierwszym rzędzie! Ja również postanowiłam nie wydawać z siebie żadnych dziwnych odgłosów, chociaż byłam w szoku. Cały koncert grzecznie stałam pod sceną i patrzyłam na chłopców, by od czasu do czasu, jak to mówi mój wujek, tupnąć nóżką do taktu. Trochę mi przeszkadzał ten krzyk i zamieszanie, kiedy po kolei zaczynali śpiewać swoje solówki, ale cóż poradzisz. Te dziewczyny mają prawo się cieszyć, chociaż mogłyby ciszej, ale no niech im już będzie, nie będę się już czepiać.
Gdy koncert miał się już kończyć, chłopaki zapowiedzieli, że jeszcze wystąpią Little Mix, by zaprezentować nam swój najnowszy singiel. Nie lubię ich, ale co począć, w końcu Zayn jest z Perrie i wygląda to dosyć poważnie, więc nawet im kibicowałam. Little Mix już schodziły ze sceny, gdy nagle wpadł na nią Zayn w garniturze i się zaczęło. Wziął Pezz za rękę, klęknął i wyjął z kieszenie małe, czerwone pudełeczko:
- Perrie, kocham Cię ponad życie i doskonale o tym wiesz. Chciałbym... - w tym momencie zaczął się jąkać i popatrzył na mnie(!). Pokazałam mu, że trzymam za niego kciuki, to było świetne. Nie znałam się z nim osobiście, ale zwrócił na mnie uwagę, chyba tylko dlatego, że byłam jedyną opanowaną osobą w tym tłumie.  Pomimo, że we mnie wrzało, to postanowiłam zachować zimną krew. Westchnął i znów zaczął mówić.
- Perrie, chciałbym się zapytać, ym... em. - Znów na mnie spojrzał. Ja powiedziałam cicho, żeby nie owijał w bawełnę, nie wiem jakim cudem to usłyszał.
- Perrie, wyjdziesz za mnie? - zapytał i spojrzał na dziewczynę wielkimi brązowymi oczami.
Na jej twarzy widać było zdziwienie. Po chwili jednak, wykrzyczała głośne "TAK!!!" i rzuciła się Zaynowi w ramiona. Pięknie, nie dość, że mój związek się rozpadł, to jeszcze widziałam na własne oczy, jak mój idol prosi o rękę tą fioletowowłosą kosmitkę! Wyszłam stamtąd, przepychając się przez rozwrzeszczane fanki i wróciłam do domu, Z i Di sobie poradzą. Miałam wtedy mieszane uczucia, byłam szczęśliwa, ponieważ złapałam jakikolwiek kontakt z moim idolem, ale znów myślałam o Bradzie. Eh, dlaczego jeden z najlepszych wieczorów w Anglii musiał się skończyć w tak paskudny sposób? Dotarłam do domu bez żadnych przygód i bardzo się cieszę z tego powodu. Tego dnia znów tylko położyłam się do łóżka i zasnęłam, nie zmywając make-upu, ani nie przebierając się.
Następnego dnia zobaczyłam, że nam 25 nieodebranych połączeń od dziewczyn, poczekają sobie. Gdy już się ogarnęłam, poszłam je odwiedzić. Mieszkały na jednej ulicy, w domach naprzeciwko. Proste i efektywne. Okazało się, że obie nie wróciły do domów na noc. Jezu! Mogłam ich nie zostawiać! Przecież one razem to mieszanka wybuchowa! W końcu się doigrały! Zaczęłam ich szukać w miejscu wczorajszego koncertu, znalazły się. Szły, śmiejąc się głośno, jak to one.
- Jezu, co wy tu robicie? Wszyscy się o was martwią!
- Nie uwiiiirzysz! Spędziłyśmy przemiiiiiiiły wieczór z Harrym i Niallem (czknięcie)!
- Co? Czego wy się napiłyście?
- Niczego! Oni są tacy słodcy, mamy nawet ich numery (czknięcie)! - Zoe pokazała mi zdjęcie z Harrym, co jest dziwne, bo uwielbiała ponad życie Liama, a Dorothy z Niall'em. Moja siostrunia zamordowałaby Z za Hazzę, już to widzę. Jeżeli to, co mówiły, choć w to nie wierzę, jest prawdą, to po koncercie wlazły na scenę i zaczęły wariować. Chciałabym to zobaczyć, ale niestety czynniki zewnętrzne. Podobno Paul, ochroniarz chłopców, zniósł je za kulisy i tam poznały się z dwoma singlami z zespołu. Urzekła mnie ich historia, naprawdę. Może powinnam zapisać je na jakiś odwyk, albo coś w tym stylu? Czy istnieje odwyk na radość z życia?

~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*
Niestety nie jesteśmy słowne ;)
Miłego czytania! :3

W związku z problemami technicznymi, wrzucamy tu też rozdział 14 :3


To rozdział ze zbiorową dedykacją dla naszych pierwszych obserwatorów:


Ayko ♥
Directioner ;3
Ania♥
KeppCalmAndLoveFiveIdiots

Dziękujemy wszystkim którzy czytają nasze opowiadanie ;**

Rozdział 14.

(Ścieżka 21)
Czas mijał dosyć szybko, cieszyłam się. Nie mogłam się wprost doczekać wyjazdu do Polski na całe wakacje. Tak, mama zaplanowała mi wyjazd do Polski w wakacje, to znacznie poprawiło mi humor. Musiałam odpocząć od tego wszystkiego: od Brada, od ciągłych wiadomości, na temat zaręczyn Zayna i Perrie, a przede wszystkim od tych miejsc. Gdziekolwiek bym nie poszła, widziałam te okropne nagłówki szmatławych pisemek: "Perrie wybrała suknię ślubną!", "Czy Zayn i Perrie wkrótce zostaną rodzicami?", "Jak Zayn czuje się przed wielkim wydarzeniem? WYWIAD". Z Londynem jak do tej pory mam więcej złych wspomnień, chociaż dobre też się przewinęły, mniejsza z tym. Te ciągłe rozmyślania doprowadzały mnie do szału i dzikiej, białej gorączki, musiałam odpocząć, po prostu musiałam. Nie mogłam skupić się nawet w szkole. Na każdym korytarzu mijałam mnóstwo dziewczyn, które coś szeptały i patrzyły na mnie ze zdziwieniem. Miałam ochotę wykrzyczeć im prosto w twarz: "Tak zerwałam z nim. Zerwałam z waszym Bogiem, macie go teraz tylko dla siebie", jednak się powstrzymywałam, było mi już wystarczająco ciężko. Gdzie się nie ruszyłam, przypominałam sobie spacery z Bradem. Nie mogłam normalnie wyjść do sklepu, żeby nie pomyśleć: "Tu pierwszy raz się pocałowaliśmy", "Stadion. Tam staliśmy się parą". Wszystko mnie przytłaczało i go przypominało. Przeżyłam z nim wiele szczęśliwych chwil, dla wielu pewnie wydawaliśmy się parą idealną, ja też tak uważałam. Później okazało się jaki on jest, despotyczny i zazdrosny.  Jak dobrze, że tak blisko do wakacji... Którego to dziś mamy? 12 kwietnia. Urodziny M... znaczy się Dzień czekolady, super!
Nikt nie umiał mi pomóc. Mama zajęta była, jak zawsze, sobą, Agacia usilnie ją naśladowała, z Danielle nie byłyśmy tak blisko, jak zawsze, może to dlatego, że ona, jak i wszystkie dziewczyny w szkole były na zabój zakochane w Bradzie. Tylko, że to nie była miłość do niego, tylko do jego wyglądu i forsy. On jednak, widocznie przestał się opędzać od tych dziewczyn, wręcz do nich lgnął. Znów często widywałam watahy dziewczyn na korytarzu, słyszałam te westchnięcia i pomrukiwania, jednak nie dawałam nic po sobie poznać, chociaż bardzo mnie to bolało. Z i Di tłumaczyły mi, że Brad robi to, żeby wzbudzić we mnie zazdrość. Podobno nawet podczas umawiania się z jakąś laską zapytał: " Chcesz się ze mną umówić, żeby Magda była zazdrosna?". Oczywiście dziewczyna się zgodziła, przecież liczy się to, że gdziekolwiek ją zaprosił, a nie z jakiego powodu. Jak później się dowiedziałam, ta randka nie była super. Wiem, bo Zoe i Dorothy widziały ich wtedy i wszystko mi streściły. Mało mnie to obchodziło, bo koniec to koniec, ale dowiedziałam się, że Brad tylko siedział, a ta dziewczyna gadała o swoich koleżankach. Pomimo tego, byłam wdzięczna Zoe i Dorothy, że są przy mnie w tej sytuacji, ale jednak nie czułam się przy nich tak, jak przy Werce, nie czułam tej więzi przyjaciółek, częściej zajęte były sobą. Nie miałam już komu się zwierzyć, zaczęłam prowadzić bloga. Anonimowo, po polsku, bo wtedy czułam się, jak w starych, dobrych czasach.
Kilka dni później spacerowałam korytarzem. Byłam sama, bo Z i Di nie było dziś w szkole. "Zawsze razem, czy w chorobie, czy w szkole". Uśmiechnęłam się pod nosem, przypominając sobie ich słowa. Zobaczyłam Brada, znowu otoczonego stadem dziewcząt. Przynajmniej Wojtek miał chwilowo spokój. I wtedy moje oczy ujrzały coś, co popłynęło moim układem nerwowym aż do serca, rozbijając je na malutkie kawałeczki tak łatwo, jakby było zwykłym kawałkiem szkła. Brad całował się z Danielle. Na oczach wszystkich. Nie udało mi się stwierdzić, czy z jego strony było w tym pocałunku jakieś uczucie, nie chciałam o tym myśleć. Lecz gdy tylko mnie zobaczył, to mało brakowało, a o mało co by się nie połknęli. Zanim cokolwiek rozsądnego przyszło mi do głowy, odwróciłam się na pięcie i uciekłam. Byle dalej, byle szybciej, byle skuteczniej. Wtedy coś we mnie pękło. Siedziałam w opuszczonej toalecie i płakałam, sama nie wiem, jak długo. Chyba przez całą godzinę, może więcej. Nagle usłyszałam ten niezwykle przyjazny głos:
- Hej, Magda, jesteś tam? - co Wojtek robił w opuszczonej toalecie? I to damskiej?
- Nie ma mnie, zostaw, idź sobie!
- No jak nie, jak cię widzę i słyszę. - podszedł i usiadł obok mnie.
- Czemu tu przylazłeś? Przecież dziewczyny dały ci spokój, bo zajęły się... - głos mi się załamał. Zaczęłam szlochać jak jakaś histeryczka. Moim ciałem wstrząsały spazmy płaczu, gdybym mogła, utopiłabym się w tych łzach, byle dalej nie cierpieć.
- Widziałem to. Zdajesz sobie sprawę, że on robi tak, żebyś była zazdrosna? Nawet teraz, gdy uciekłaś, oderwał się od tej brunetki i spojrzał tryumfująco w twoim kierunku.
- A potem znów się do niej przyssał, co?
- No, w sumie tak, ale to nie jest ważne. Ty uratowałaś mnie wtedy, w grudniu, teraz ja spłacę swój dług. Będę cię wspierał, co? Mogę być takim kumplem, przyjacielem, cokolwiek. - spojrzał na mnie z uśmiechem.
- Brad też był moiiiim przyjacieeeeeleeeeem! - rozryczałam się na dobre. Wtedy Wojtek przytulił mnie, ale nie było to takie "tulenie na podryw", tylko "tulenie pocieszające", tak, jak każdy przyjaciel by zrobił. Nie opierałam się, w końcu potrzebowałam wsparcia, przynajmniej do czerwca, potem wracam do Polski... A co tam mnie czeka? Werka nie utrzymuje ze mną kontaktu, Krystian i Seba pewnie też nie zechcą, Tomek... Wolałam o nim nie myśleć. Teraz skupiłam się na tym, żeby nie stracić oparcia w Wojtku i przejść z podniesioną głową przez te wszystkie upokorzenia ze strony Brada.
(Ścieżka 22)
Następny tydzień dołowałam się "She's the one" Robbiego Williams'a, praktycznie cały wolny czas spędzając w łóżku i płacząc. Mama przyjęła do wiadomości, że Wojtek jest kimś w rodzaju psychoterapeuty, więc dała sobie spokój z żarcikami i wpuszczała go bez gadania. W końcu pomyślałam, że jeśli usłyszę jeszcze choćby jedną słodką pioseneczkę o miłości, to się rozchoruję! Albo raczej już byłam chora. Psychicznie. Wojtek był ciągle przy mnie i opowiadał, jakie to Brad popełnia wpadki w swoim związku. Nie mówiłam, jakim? No więc, od niedawna umawia się z Danielle. Wszędzie chodzą, trzymając się za ręce, wymieniając całusami i komplementami. Nawet przestałam zauważać, by Brad ukradkowo zerkał na mnie. Teraz był wpatrzony w Dan, jak w obrazek. Zakochał się? Wątpię. A może zrzędzę tak, tylko dlatego, że mi go brakuje i chcę znów przeżywać te całusy, romantyczne przesiadywania nad jeziorem i wpatrywanie się w gwiazdy? Oczywiście, że chciałabym, by to się powtórzyło, bym dalej czuła się kochana i doceniana. Ale nie z Bradem. Już raz mnie do siebie zraził, nie chcę, by to się powtórzyło. Chcę prawdziwej miłości! Bez krzyków, wrzasków, zdenerwowania i zdrad! Wiem, że w wieku 16, prawie 17 lat ciężko o mówić o takim uczuciu, ale... Nie raz i nie dwa oglądałam z mamą i Agacią romanse. Nawet, jeśli coś się nie układało, to obie strony starały się to naprawić, a nie zostawiały to wygasające uczucie na pastwę losu. Przypomniało mi się, jak kiedyś zapytałam babcię i dziadka, w ich 60 rocznicę ślubu, jakim cudem oni tyle ze sobą przeżyli. Nigdy nie zapomnę tamtych słów babci: "Bo wiesz, kochana, kiedyś, jak coś się psuło, to każdy robił, co mógł, żeby to naprawić, nie to co teraz: popsuje się, to na złom. Kiedyś, jak był kryzys w związku, to obie strony, krótko mówiąc, brały się do roboty i naprawiały. Teraz, ucieka się od problemów, wyrzucając. Nie robi się nic, żeby to wróciło. Tak jak z pralką. Kiedyś, te dziesiąt lat temu, to się po mechanikach latało i szukało. Teraz do śmieci i czas na nową pralkę. Ale wiesz, Madziu, nowsze, nie zawsze znaczy lepsze.". Gdy przypominam sobie tę rozmowę, mam ochotę spakować się i przenieść w czasie do lat pięćdziesiątych, sześćdziesiątych. Mam czasem wrażenie, że po prostu nie pasuję do tej epoki. Ale, koniec narzekania i melancholii. W większości przypadków to się kończy śmiercią. I chociaż ja nie zamierzam się targać na swoje życie, to nie wiem, co mi może przyjść do głowy. Ktoś może pomyśleć:"Młoda, ma co jeść i pić, nie wie, co to problem, nie widziała innych ludzi, z większymi problemami". Więc ja z góry odpowiem:"Wiem, jaka sytuacja jest na świecie. Wiem, że na skalę światową, moje problemy to pikuś. Ale w moim "świecie", to naprawdę duży problem". Ugh, muszę przestać rozmyślać tyle, bo to po prostu jest już nudne. Ale, co poradzić, melancholijny nastrój, melancholijna gadka. Postanowiłam, jutro urządzam sobie z Wojtkiem maraton filmów. Najlepiej komedii. Będziemy się śmiać z tych zakochanych parek i innych słodkich rzeczy. Potem pójdziemy na imprezę do Z i Di. Twierdzą, że zaproszą One Direction, ale im nie wierzę. Moje kochane wariatki. Ale zamierzam brać z nich przykład. Trzeba się wyluzować i bawić się, póki jesteśmy młodzi :). A właśnie, o wilku mowa. Moje rozmyślania przerwał głośny śmiech dziewczyn. Słychać je było nawet za drzwiami. Oczywiście poszłam im otworzyć.
- O hej, Magdzia! - powiedziała przez śmiech Zoe.
- Nie zdążyłyśmy nawet zadzwonić. Ty masz naprawdę dobry wzrok, że przez drzwi widzisz - stwierdziła Di, wciąż nie przestając się śmiać.
- Jeżeli już coś to słuch, trudno nie słyszeć waszego bardzo, bardzo donośnego śmiechu. - uśmiechnęłam się od niechcenia.
- Oj tam. Możemy wejść? - zapytała Di.
- O tak jasne. Zapomniałam. - uśmiechnęłam się i zaprosiłam dziewczyny do środka lekkim ruchem ręki. Nawet nie musiałam im mówić, gdzie mają usiąść, od razu obrały za cel kanapę i znów zaczęły się śmiać. Nawet, gdy tam weszłam z wielką miską popcornu i szklankami z sokiem, które miały zaraz zakończyć swój żywot, dziewczyny zamiast mi pomóc, śmiały się z czegoś. Wszystko co powiedziałam, było dla nich śmieszne.
- Dziewczyny, co dzisiaj było w szkole? - Nic mi nie odpowiedziały, więc postanowiłam, że poczekam, a później zapytam jeszcze raz. Minęło kilka minut, a dziewczyny tylko się śmiały, stwierdziłam, że czas przywrócić je do normalności, na tyle na ile to możliwe.
- Hej dziewczyny! Ogarnijcie się trochę!
- Ale.. haha bo w szkole... haha - Di nie mogła wydusić z siebie ani słowa, z resztą Z to samo.
- To dowiem się czy nie?
- Zar... - jak zwykle Z nie dokończyła bo zaczęła się śmiać.
- Dobra Zoe ogar! - zarządziła Dorothy. - W szkole był świetnie, przynajmniej na matematyce. Była jakaś babka na zastępstwie i wiesz jak to chłopcy na zastępstwie, za nic mieli sobie jej uwagi, stwierdziła że pójdzie po dyrektora bo jak ona uznała "Oni zachowują się gorzej niż małpy w dżungli". Wiesz że w tej sali jest jeszcze schowek na te różne takie tam pierdoły?
- No tak, jest. - powiedziałam to tonem jakbym odkryła lek na raka albo AIDS.
- No. To ona zamiast... - i tu znów zaczęły się śmiać, jednak tym razem szybciej doprowadziłam je do normalności . - No właśnie, to ona zamiast wyjść tymi drzwiami, no tymi wiesz... no.. wiesz kurde o co mi chodzi...
- No wiem, jeszcze na tyle nie zgłupiałam. Mów dalej.
- To zamiast wyjść tymi właściwymi drzwiami to wlazła do schowka. Chociaż wszyscy się darli, że poszła w złą stronę, to ona tam weszła i jeszcze drzwi zamknęła!
Tym razem nie wytrzymałyśmy wszystkie trzy, każda z nas śmiała się baaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaardzo głośno i jeszcze trochę głośniej. Ponieważ byłyśmy same w domu, bo Agacia włóczyła się gdzieś z kumpelą, a mamuśka była w pracy, to nikt nas nie uciszał, ani nie przeszkadzał nam w odmóżdżaniu się. Dziewczyny siedziały u mnie do wieczora i oczywiście żadna z nich, ani ja sama, nie upomniałyśmy się o moje zaległe lekcje. To nic, świetnie spędziłam ten dzień! Nareszcie ktoś wyrwał mnie z moich wewnętrznych rozmyślań. Zoe i Dorothy powiedziały mi żebym się nie przejmowała, że przecież doskonale wiem, jaki Brad jest i że lepiej jest być singlem. Co do tych pierwszych dwóch rzeczy miały racje ale co do ostatniej nie. Zawsze przecież jest lepiej mieć kogoś do kogo można się przytulić i to nie będzie pluszowy misiek, lepiej mieć kogoś do kogo można powiedzieć te dziwnie pojmowane przez ludzi słowa: "Kocham cię!", lepiej mieć kogoś przy sobie, tak po prostu. Jednak zrozumiałam dzisiaj że... a właściwie to nic nie zrozumiałam, po prostu głośno się śmiałam :).

~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*
Info od kota: 
Jeśli rozdział się podobał, to wyrazy podziękowania ślijcie do Rainbow Rose, bo rozdział jest w całości jej, ja dodałam tą beznadziejną końcówkę żeby rozdział nie był zbyt ciężki w czytaniu. 
Tak jak już pisałam wyrazy miłości dla Rainbow, bo to jej jest ostatnie kilka rozdziałów. :)
Pozdrawiam kot. (Miss. Abstraction ♥)
Info od Rainbow:
Gdyby nie Kotek, ten odcinek byłby cały w smętach, więc jej też dziękujcie! A końcówka nie jest zła, nie? I wszyscy, proszę, dajcie mojej Missce (jak to brzmi xD) jak najwięcej weny, bo ostatnio nie ma weny, więc brak w tych rozdziałach jej humoru!
Pozdro, Rainbow :*
Kot: Jestę Miskę! xD Pzdr, Miska ;** Ale kłamca z Rainbow!
Rainbow: Wcale nie ;)! Ja tu bronię honoru przyjaciółki, która z powołania została miską :P
Kot: Odnalazłam powołanie! Chała niech będzie miskom! Alleluja i pod górę! Komu w drogę temu zegar pod pachę i osioł w zęby! Grzyby są miłe a słonie wygodne! Amen.

10 komentarzy:

  1. JEEEEJ KOCHAM WAS!!!! Ale jak to Brad?! To już koniec!? Lepiej nie mogłyście wymyślić z tym koncertem! A to prawda, za Harrrego bym ją zamordowala!;D A Kevin czemu nie ma Wiktorii!? Tak czekałam na jej imie!;( Jutro i tak was troche pomęczę!xD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie ma Wiktorii, gdyż panna Świrs dusiła mnie w szkole, by nie było Wiktorii xD! A Bradzio... Na razie to koniec jego wątku... Więcej Ci nie powiemy xD Cieszymy się, że odcinek się podoba :)!

      Usuń
    2. Nie chciała się nazywać Wiktoria :/
      Ale no już trudno. Nie będziecie nas męczyć bo jam jest rycerz w drewnianej zbroi!

      Usuń
  2. Ale żal.!!! Przez głupi koncert :( Szkoda, że Brad nie jest prawdziwy. Chętnie bym go pocieszyła^^ no to czekam na dalszą część :-)

    OdpowiedzUsuń
  3. Fajne :)
    zapraszam :*
    http://thepublicdiaryx.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki ;*** Na pewno zajrzę ♥♥♥♥♥

      Usuń