Długo czekaliście, więc oto długi 12 odcinek :)
Rozdział 12.
(Ścieżka 16)
Wszyscy cieszyli się nowym członkiem rodziny póki mogli, ponieważ Regina i Patryk musieli wracać. Dowiedzieliśmy się, że mój brat oświadczył się Reginie w Nowy Rok, urocze. Zwierzał mi się, że zrobi to w święto zakochanych, ale stwierdził, że dłużej nie może, zbyt ją pokochał. Miało być w Walentynki, czyli dzisiaj. Tia... Zwykle ich nie obchodziłam, wnerwiało mnie to ciągłe zaśmiecanie całego Neta i w ogóle wszystkich miejsc tym:" Dziś Walentynki!", "Wszystko -20%, bo Walentynki!". Teraz jakoś ich nie zauważam. Ja zawsze chciałam obchodzić Walentynki tak, że przez cały dzień odpoczywamy od siebie. Po prostu nie wierzyłam w to, że mogą istnieć pary, które się nie kłócą, jednak sama znalazłam taką miłość. Zamierzałam spędzić cały dzień z Bradem. Zaprosił mnie do siebie na noc, nie chciał mi powiedzieć, co dokładnie będziemy robić, sam pewnie nie wiedział. Żeby nie było podejrzeń, będziemy spali w osobnych pokojach. Nie wiem, czy to przekonało Kevina. Nie wiedziałam, co założyć, więc wrzuciłam na siebie luźny T-shirt, rurki i trampki. Tak po prostu. Jednak na wszelki wypadek spakowałam zwiewną sukienkę i baleriny.
Tak jak zakładałam, siedzieliśmy z Bradem na kanapie, oglądając "Walentynki". Nie ten horror, tylko komedię, tak dla jasności. W pewnym momencie do pokoju wszedł Kev z miską chrupek, chipsów i innych "pyszności".
- Co oglądacie? Fajny ten film? O co tu chodzi? Czemu ta blondyna ma takiego wielkiego misia? Czy to Taylor Swift???
Zaczęłam śmiać się jak durna. Kevin zawsze nam przeszkadzał, albo zadając głupie pytania, albo nakłaniając nas do "tego". W sumie, fajny przyszły szwagier. Widocznie Brada jednak denerwował:
- Wynocha! Zajmij się lodówką! - Kevin jednak nie przejął się zbytnio i dalej siedział na rogu kanapy. Wtedy Brad popchnął go, chłopak aż zleciał na podłogę. Podniósł się i zaczął mamrotać coś pod nosem o "durnych Walentynkach, głodzie i o miłości do lodówki, która go nigdy nie opuści".
- Wynocha! Zajmij się lodówką! - Kevin jednak nie przejął się zbytnio i dalej siedział na rogu kanapy. Wtedy Brad popchnął go, chłopak aż zleciał na podłogę. Podniósł się i zaczął mamrotać coś pod nosem o "durnych Walentynkach, głodzie i o miłości do lodówki, która go nigdy nie opuści".
Ponownie wybuchłam śmiechem. Brad przytulił mnie i pocałował.
Kilka godzin później byłam już padnięta.
- Kochanie, ja idę już do łazienki, a potem idę spać.
- Dobrze, słodkich snów. Wpadnę jeszcze do ciebie, ok?
- Dobrze.
Po chwili byłam już w łazience. Stanęłam przed lustrem i zaczęłam myśleć o Bradzie, o naszym związku, o nas, o naszej przyszłości i... po raz kolejny od dłuższego czasu zrozumiałam, że się zakochałam! Jeszcze do nikogo nie czułam czegoś takiego. Zawsze, gdy byłam przy Bradzie czułam się kochana, czułam się tak bezpiecznie, jak nigdy w życiu. "Jesteśmy ze sobą już dłuższy czas, a ja wciąż nie powiedziałam mu, że go kocham" - wściekłam się sama na siebie. "Muszę mu to powiedzieć, tylko jak?". Zaczęłam chodzić po łazience i mruczałam pod nosem jakieś wyznania miłosne, jednak każde z nich wydawało mi się bezsensowne, coś w stylu wyznań miłosnych dwunastolatek. - UGH! - krzyknęłam i z całej siły uderzyłam pięścią w umywalkę. To cholernie bolało, nie mogłam się powstrzymać, wrzasnęłam na cały dom, z bólu i skuliłam się na podłodze. Natychmiast przybiegł Brad:
- Co się stało? - zapytał zmartwiony i podszedł do mnie.
- Nic, uderzyłam ręką w umywalkę. Cholernie boli mnie teraz ręka.
- Oj mój ty głuptasku. Chodź. - podniósł mnie i zaniósł do sypialni, nie przestawał gładzić mojej obolałej dłoni. Gdy leżeliśmy razem zapytał:
- Dlaczego to zrobiłaś?
- Ale co? - powiedziałam przez łzy, nie przestawałam płakać, to cholernie bolało.
- No, dlaczego uderzyłaś ręką w umywalkę, wiem doskonale, że nie można zrobić tego przez przypadek, a jeśli już, to by tak nie bolało. - ucałował moją dłoń a ja cicho syknęłam. - Widzę że bardzo cię to boli, idę po maść i bandaż, zaraz wrócę.
Gdy wyszedł, toczyłam sama ze sobą wojnę, powiedzieć prawdę, czy wymyślić jakąś durną bajeczkę? Przecież prawdziwy związek powinien opierać się na zaufaniu, nie mogę go okłamać. Postanowiłam wyjawić prawdę, gdy skończyłam wewnętrzną batalię z samą sobą wszedł Brad:
- No kotku, dawaj łapkę. - uśmiechnął się i usiadł na łóżku, a ja posłusznie wykonałam polecenie. Był tak delikatny, że nie czułam, kiedy skończył opatrywać mi rękę.
- Dziękuję kochanie. - pocałowałam w policzek Brada. - Moja pielęgniareczka. - uśmiechnęłam się.
- Chyba raczej pielęgniarz.
- Nie wolę pielęgniareczka.
- Bardzo śmieszne kochanie, zaraz wracam, idę to odnieść. - wskazał na maść i wyszedł z pokoju. Gdy wrócił, znów zaczął drążyć temat:
- To powiesz mi, czy nie?
- Ale co?
- No, dlaczego? - wskazał na moją już obandażowaną rękę.
- Bo...- zawiesiłam głos i wzięłam głęboki oddech.
- Ja ciebie też. - Brad popatrzył na mnie z uśmiechem
- Ale... - zamurowało mnie z deczka.
- Też Cię kocham, Madziu. Jak zapewne już wiesz, mamy cienkie drzwi i ściany w tym domu. Słyszałem wszystko.
- Ja też cię bardzo mocno kocham i nie chcę żeby stała ci się jakaś krzywda. A poza tym to nie musiałaś mi tego mówić, bo ja to widzę. Widzę, jak na mnie patrzysz, jak się odnosisz w stosunku do mnie, a poza tym, gdybyś mnie nie kochała, to raczej nie wytrzymałabyś ze mną tyle czasu. - spojrzał mi w oczy i pocałował mnie, a ja natychmiast odwzajemniłam pocałunek.
- Ach tak? To jak ja na ciebie patrzę?
- Mniej więcej tak, jak Kevin na pełną lodówkę. - zaśmialiśmy się, wtedy przyszedł, jak zwykle potrzebny, Kev.
- Ja cię kocham tak bardzo, o matko jak bardzo cię kocham, młamłamła, jesteś całym moim życiem, kocham Cię bardziej niż moje włosy!- znów zaczął nas przedrzeźniać.
- Kevin!!! - Brad cisnął poduszką w stronę starszego z Fields'ów, jednak ten był szybszy i zamknął drzwi. Po chwili znów je otworzył:
- Ha ha nie trafiłeś. Frajer!- Brad znów rzucił poduszką w Kevcia, a ten trzymając się za twarz, powlókł się do siebie.
- Kochanie, ja idę już do łazienki, a potem idę spać.
- Dobrze, słodkich snów. Wpadnę jeszcze do ciebie, ok?
- Dobrze.
Po chwili byłam już w łazience. Stanęłam przed lustrem i zaczęłam myśleć o Bradzie, o naszym związku, o nas, o naszej przyszłości i... po raz kolejny od dłuższego czasu zrozumiałam, że się zakochałam! Jeszcze do nikogo nie czułam czegoś takiego. Zawsze, gdy byłam przy Bradzie czułam się kochana, czułam się tak bezpiecznie, jak nigdy w życiu. "Jesteśmy ze sobą już dłuższy czas, a ja wciąż nie powiedziałam mu, że go kocham" - wściekłam się sama na siebie. "Muszę mu to powiedzieć, tylko jak?". Zaczęłam chodzić po łazience i mruczałam pod nosem jakieś wyznania miłosne, jednak każde z nich wydawało mi się bezsensowne, coś w stylu wyznań miłosnych dwunastolatek. - UGH! - krzyknęłam i z całej siły uderzyłam pięścią w umywalkę. To cholernie bolało, nie mogłam się powstrzymać, wrzasnęłam na cały dom, z bólu i skuliłam się na podłodze. Natychmiast przybiegł Brad:
- Co się stało? - zapytał zmartwiony i podszedł do mnie.
- Nic, uderzyłam ręką w umywalkę. Cholernie boli mnie teraz ręka.
- Oj mój ty głuptasku. Chodź. - podniósł mnie i zaniósł do sypialni, nie przestawał gładzić mojej obolałej dłoni. Gdy leżeliśmy razem zapytał:
- Dlaczego to zrobiłaś?
- Ale co? - powiedziałam przez łzy, nie przestawałam płakać, to cholernie bolało.
- No, dlaczego uderzyłaś ręką w umywalkę, wiem doskonale, że nie można zrobić tego przez przypadek, a jeśli już, to by tak nie bolało. - ucałował moją dłoń a ja cicho syknęłam. - Widzę że bardzo cię to boli, idę po maść i bandaż, zaraz wrócę.
Gdy wyszedł, toczyłam sama ze sobą wojnę, powiedzieć prawdę, czy wymyślić jakąś durną bajeczkę? Przecież prawdziwy związek powinien opierać się na zaufaniu, nie mogę go okłamać. Postanowiłam wyjawić prawdę, gdy skończyłam wewnętrzną batalię z samą sobą wszedł Brad:
- No kotku, dawaj łapkę. - uśmiechnął się i usiadł na łóżku, a ja posłusznie wykonałam polecenie. Był tak delikatny, że nie czułam, kiedy skończył opatrywać mi rękę.
- Dziękuję kochanie. - pocałowałam w policzek Brada. - Moja pielęgniareczka. - uśmiechnęłam się.
- Chyba raczej pielęgniarz.
- Nie wolę pielęgniareczka.
- Bardzo śmieszne kochanie, zaraz wracam, idę to odnieść. - wskazał na maść i wyszedł z pokoju. Gdy wrócił, znów zaczął drążyć temat:
- To powiesz mi, czy nie?
- Ale co?
- No, dlaczego? - wskazał na moją już obandażowaną rękę.
- Bo...- zawiesiłam głos i wzięłam głęboki oddech.
- Ja ciebie też. - Brad popatrzył na mnie z uśmiechem
- Ale... - zamurowało mnie z deczka.
- Też Cię kocham, Madziu. Jak zapewne już wiesz, mamy cienkie drzwi i ściany w tym domu. Słyszałem wszystko.
- Ja też cię bardzo mocno kocham i nie chcę żeby stała ci się jakaś krzywda. A poza tym to nie musiałaś mi tego mówić, bo ja to widzę. Widzę, jak na mnie patrzysz, jak się odnosisz w stosunku do mnie, a poza tym, gdybyś mnie nie kochała, to raczej nie wytrzymałabyś ze mną tyle czasu. - spojrzał mi w oczy i pocałował mnie, a ja natychmiast odwzajemniłam pocałunek.
- Ach tak? To jak ja na ciebie patrzę?
- Mniej więcej tak, jak Kevin na pełną lodówkę. - zaśmialiśmy się, wtedy przyszedł, jak zwykle potrzebny, Kev.
- Ja cię kocham tak bardzo, o matko jak bardzo cię kocham, młamłamła, jesteś całym moim życiem, kocham Cię bardziej niż moje włosy!- znów zaczął nas przedrzeźniać.
- Kevin!!! - Brad cisnął poduszką w stronę starszego z Fields'ów, jednak ten był szybszy i zamknął drzwi. Po chwili znów je otworzył:
- Ha ha nie trafiłeś. Frajer!- Brad znów rzucił poduszką w Kevcia, a ten trzymając się za twarz, powlókł się do siebie.
(Ścieżka 17)
Obdarzeni spokojem ze strony Kevina, mogliśmy nacieszyć się sobą. Leżeliśmy razem na łóżku i wpatrywaliśmy się w siebie z zachwytem. Niczego innego nie potrzebowaliśmy do szczęścia. Nagle zorientowałam się, że nachodzą mnie czarne myśli. Dlaczego zawsze, gdy zaczynało mi się układać, moja cholerna logika wszystko musiała psuć? Gryzłam się w język, żeby nie zniszczyć tego fantastycznego wieczoru, jednak te myśli nie dawały mi spokoju:
Obdarzeni spokojem ze strony Kevina, mogliśmy nacieszyć się sobą. Leżeliśmy razem na łóżku i wpatrywaliśmy się w siebie z zachwytem. Niczego innego nie potrzebowaliśmy do szczęścia. Nagle zorientowałam się, że nachodzą mnie czarne myśli. Dlaczego zawsze, gdy zaczynało mi się układać, moja cholerna logika wszystko musiała psuć? Gryzłam się w język, żeby nie zniszczyć tego fantastycznego wieczoru, jednak te myśli nie dawały mi spokoju:
- Brad, czy nie żałujesz że jesteś teraz ze mną, a nie z jakąś ładniejszą, bardziej popularną dziewczyną? Wiesz, bo gdyby świat miał się teraz skończyć to... - zasmuciłam się i spuściłam głowę w dół. Brad chwycił mój podbródek delikatnie i uniósł do góry.
- Madziu, zrozum w końcu, że nie chcę nikogo innego, tylko ciebie.
- Ale nie odpowiedziałeś mi na pytanie. - znów spuściłam głowę w dół, a Brad znów delikatnie ją uniósł i w tym momencie patrzyliśmy sobie głęboko w oczy.
- Nie, nie żałuję, ponieważ ty jesteś wyjątkowa, piękna i potrafisz mnie uszczęśliwić jak nikt inny. Dlaczego miałbym być z inną, skoro mam ciebie? A nawet jeśli świat miałby się skończyć, to umarłbym jako najszczęśliwszy człowiek na świecie, ponieważ zrobiłbym to, trzymając w ramionach moją piękną ukochaną.
- Ale nie odpowiedziałeś mi na pytanie. - znów spuściłam głowę w dół, a Brad znów delikatnie ją uniósł i w tym momencie patrzyliśmy sobie głęboko w oczy.
- Nie, nie żałuję, ponieważ ty jesteś wyjątkowa, piękna i potrafisz mnie uszczęśliwić jak nikt inny. Dlaczego miałbym być z inną, skoro mam ciebie? A nawet jeśli świat miałby się skończyć, to umarłbym jako najszczęśliwszy człowiek na świecie, ponieważ zrobiłbym to, trzymając w ramionach moją piękną ukochaną.
Patrzyłam na niego wielkimi oczyma, nigdy nie usłyszałam tylu pięknych słów pod swoim adresem. Poczułam, że po policzku spływa mi łza. Brad delikatnie ją wytarł i pocałował mnie w czoło. Rano Kevin znalazł nas w objęciach, ale, choć jego natura wprost wołała, żeby się wydrzeć, to jednak uśmiechnął się i zostawił nas w spokoju.
Gdy się obudziłam Brad już nie spał.
- Hej, wstałeś już?
- Tak, nie śpię już od jakieś godziny, nie chciałem cię budzić. Wyglądałaś tak uroczo, gdy spałaś przytulona do mnie. Nie mogłem sobie odpuścić tego widoku. - uśmiechnął się i znów pocałował mnie w głowę.
- Durny, mogłeś przecież wstać i przy okazji zrobić śniadanie.
- Liczyłem, że moje kochanie mi zrobi. - znów zrobił tą minę szczeniaczka.
- O nie! Ja robiłam wczoraj tosty, teraz twoja kolej.
- No, ale Madziu, ja nie umiem. - stwierdził i uśmiechnął się.
- No to się nauczysz. Głowa nie jest tylko po to, żeby włosy na niej rosły, wiesz. - rozczochrałam jego jak zawsze świetnie wyglądające włosy. Wyglądał śmiesznie, część z nich zachodziła mu na twarz, a reszta była porozrzucana we wszystkie strony. Brad wziął lusterko, które stało na toaletce i uważnie przyjrzał się odbiciu.
- Od dzisiaj jesteś moją stylistką. - oznajmił.
- Dobrze, no o w takim razie zaczynamy od razu. Tam w kuchni, wisi całkiem ładny fartuszek w truskawki. Nałóż go. - uśmiechnęłam się.
- Ha ha śmieszne, chyba faktycznie zrobię to śniadanie. Ale fartuszka nie założę!
- Ale będziesz wyglądał tak seksi. Mrau. - uśmiechnęłam się szeroko.
- Oj kocie, kocie...
- Ale będziesz wyglądał tak seksi. Mrau. - uśmiechnęłam się szeroko.
- Oj kocie, kocie...
- Dobrze idź robić śniadanie, a ja jeszcze trochę poleżę.
- Ale mi będzie tam smutno. Idziesz ze mną. - chytrze się uśmiechnął i zaniósł mnie na dół. Delikatnie położył na kanapie. Ja nie przestawałam się śmiać.
- Kocham twój śmiech. Tutaj możesz leżeć. Idę robić śniadanie.
Gdy Brad zaczął robić śniadanie do domu wparował nasz kochany i jak zawsze głośny Kevcio:
- Kochani wróciłem! - rozdarł się na cały domu.
- Słychać cię. - zwróciłam się do Kevina.
- Madzia, ty leżysz na kanapie, a Brad w kuchni? To niemożliwe! Jak ci się udało, Bogini? Naucz mnie tego zaklęcia, które zmusza mojego brata do gotowania! - zaczął mi oddawać pokłony, a ja się tylko roześmiałam.
- Nie przeginaj Kev! To jest moja Pani! - krzyknął Brad.
- Gotuj tam, ja tu się kształcę!
- Tobie już nic nie pomoże, zawsze będziesz, można powiedzieć, sobą.
- He he! A kim mam być? Mogę być profesorem. - w tym momencie wziął gazetę i zaczął udawać, że interesuje go to, co tam czyta. - Albo mogę być niemowlakiem. - znów zaczął przedstawienie tylko tym razem położył się na podłodze i zaczął wyć.
- Widzisz Madziu: starszy a głupszy.
- Madziu, on mnie przezywa. Maaaadziu! - ja na to potrafiłam odpowiedzieć tylko śmiechem.
- Dobra Kev, zamknij już tą zacną mordkę, bo mnie uszy bolą.
- Dobrze, Bogini, a wyjawisz mi tajemnicę dzięki której mój braciszek gotuje?
- Tobie już nic nie pomoże, zawsze będziesz, można powiedzieć, sobą.
- He he! A kim mam być? Mogę być profesorem. - w tym momencie wziął gazetę i zaczął udawać, że interesuje go to, co tam czyta. - Albo mogę być niemowlakiem. - znów zaczął przedstawienie tylko tym razem położył się na podłodze i zaczął wyć.
- Widzisz Madziu: starszy a głupszy.
- Madziu, on mnie przezywa. Maaaadziu! - ja na to potrafiłam odpowiedzieć tylko śmiechem.
- Dobra Kev, zamknij już tą zacną mordkę, bo mnie uszy bolą.
- Dobrze, Bogini, a wyjawisz mi tajemnicę dzięki której mój braciszek gotuje?
- Oj tam, jak się go odpowiednio zachęci, to potrafi. - wstałam z kanapy, podeszłam do Brada i pocałowałam go w policzek. Kevin podbiegł do Brada i zaczął mnie przedrzeźniać:
- Bradziu, posprzątasz mi w pokoju? - dał mu soczystego buziaka w policzek. Zaczęłam się śmiać, aż usiadłam. Brad wziął patelnię i zaczął gonić nieszczęsnego Kevina po domu, a nawet podwórku. Wychyliłam się przez okno:
- Wracajcie, jest - 10 stopni! Brad, dostaniesz zapalenia płuc! - Wrócili do domu ze skwaszonymi minami.
- Bradziu, posprzątasz mi w pokoju? - dał mu soczystego buziaka w policzek. Zaczęłam się śmiać, aż usiadłam. Brad wziął patelnię i zaczął gonić nieszczęsnego Kevina po domu, a nawet podwórku. Wychyliłam się przez okno:
- Wracajcie, jest - 10 stopni! Brad, dostaniesz zapalenia płuc! - Wrócili do domu ze skwaszonymi minami.
- Dobra, nie przeszkadzam wam, zaraz wpadną do mnie koledzy, więc chcę mieć dół wolny, jasne?
- Zobaczymy, najwyżej wyrzucę was na zewnątrz. - powiedział Brad wbijając kolejne jajka na patelnię.
- Hahahahahahahahahahahahahahaha nie. - popatrzyłam się na niego, a on tylko śmiesznie poruszył brwią. - Śniadanko! - krzyknął Kev.
- Nie dla ciebie. - odburknął Brad.
- Madzia, Madzia on mnie nie karmi. Ratuuuuj! - usiadłam do stołu razem z Bradem, a Kevin dalej się wygłupiał.
Popatrzyliśmy na siebie z Bradem, żadne z nas nie mogło znieść tego wycia.
- No, siadaj żesz, no!
- Nareszcie! - pisnął i usiadł na krześle.
Gdy spałaszowaliśmy śniadanie, Kevin postanowił, że spędzi z nami trochę czasu, jednak ja już musiałam iść do domu.
- Dobra chłopaki ja spadam do domu. Posprzątajcie, a ja idę wezmę swoje rzeczy.
- To Kev posprząta, a ja idę z tobą.
- Ej no! - oburzył się.
- Tak, to powodzenia. - pociągnęłam Brada do pokoju w którym miałam początkowo spać, bo tam zostawiłam swoje rzeczy. Usiedliśmy na łóżku, po chwili Brad przytulił mnie i powiedział:
- Miałaś tu spać, ale powiem ci, że lepiej mi się spało, kiedy byłaś ze mną. - uśmiechnął się, kiedy ja się pakowałam, nie miałam dużo rzeczy, w końcu to tylko jedna noc.
Gdy spałaszowaliśmy śniadanie, Kevin postanowił, że spędzi z nami trochę czasu, jednak ja już musiałam iść do domu.
- Dobra chłopaki ja spadam do domu. Posprzątajcie, a ja idę wezmę swoje rzeczy.
- To Kev posprząta, a ja idę z tobą.
- Ej no! - oburzył się.
- Tak, to powodzenia. - pociągnęłam Brada do pokoju w którym miałam początkowo spać, bo tam zostawiłam swoje rzeczy. Usiedliśmy na łóżku, po chwili Brad przytulił mnie i powiedział:
- Miałaś tu spać, ale powiem ci, że lepiej mi się spało, kiedy byłaś ze mną. - uśmiechnął się, kiedy ja się pakowałam, nie miałam dużo rzeczy, w końcu to tylko jedna noc.
- Mi też o wiele lepiej się spało. - podniosłam torbę. - To ja już idę.
- Pójdę z tobą.
- Nie. Zostań w domu. Poradzę sobie. - uśmiechnęłam się i zeszłam na dół. Od razu powitał mnie radosny świergot starszego z Fields'ów.
- Już idziesz, Madziuchna?Ale Brad nie będzie mnie karmił, zostań.
- No niestety, już muszę spadać. Wiem że z głodu nie umrzesz, żarłoku.
- Ja, żarłok! Ja nie jestem żarłokiem.
- Nie, wcale, no skąd. - uśmiechnęłam się. Chciałam już wychodzić, ale na dół zbiegł Brad.
- Nie idź jeszcze, nie zostawiaj mnie tu z... tym. - wskazał na Kevina który miał buzię zapchaną płatkami.
- Ej! - krzyknął starszy i porcja płatków wysypała się na ziemię. Roześmiałam się i pożyczyłam chłopakom miłego sprzątania, bo Kevin oczywiście nie sprzątnął po śniadaniu, tylko jeszcze bardziej nabałaganił.
- Madziu, nie idź, zostań. - Brad popatrzył na mnie wzrokiem szczeniaczka, często to robił.
- Nie mogę, muszę iść do domu, bo już od dłuższego czasu mnie tam nie było. Boję się, że mama coś zrobiła.
- A co, twoja mama ma jakieś problemy? - zapytał Kev ponownie napełniając buzię płatkami z podłogi.
- Jeszcze nie, ale mogła wysadzić kuchnię podczas gotowania, albo nawet cały dom. - uśmiechnęłam się. - Dobra ja lecę, pa.
- Nie zapomniałaś o czymś? - Brad spojrzał na mnie i już wiedziałam czego chce. Rozłożyłam ręce, żeby go przytulić, jednak przede mną wyrósł Kevin i mocno mnie uściskał. Zaśmiałam się.
- Oj gołąbeczki wy moje, koniec z tym, bo się jeszcze skleicie. Chodź Madziu, odprowadzę cię, a mój kochany braciszek posprząta, bo bardzo dobre śniadanie dzisiaj zrobił. - zaśmiał się i otworzył drzwi. Brad jeszcze raz próbował mnie uściskać, kiedy Kev nakładał buty, ale skończyło się to tak jak poprzednio.
- No brat, daj mi się z Magdzią pożegnać.
- Nie, Madzia jest moja. - Kevin objął mnie w pasie ręką.
- Ty nie przeginaj. - powiedział Brad, był lekko poddenerwowany.
- Dobra, to my idziemy, a ty sprzątaj. Zaraz wrócę.
- Ale ja tu umrę z tęsknoty, jak nie przytulę mojej ukochanej.
- Pozwolisz swojemu bratu umrzeć? zapytałam.
- Nie chcesz znać mojego zdania, Magda. -uśmiechnął się. - No ale dobra, przytulajcie się. Pisnęłam ze szczęścia i rzuciłam się w ramiona ukochanego.
- Normalnie Romeo i Julia w wersji bardziej mdłej. No już odklejajcie się od siebie, bo zaraz zacznę defekować tęczą.
- Pa, skarbie. - powiedział Brad i ucałował mnie czule.
- Pa.
- Pa, skarbie, myszko kochanie, słodziaku, cudo ty moje przesłodziaśne! - zaczął przedrzeźniać nas Kev.
- A co, zazdrościsz?
- No, takiej seksi kocicy. Zawsze i wszędzie.
- Kev! - krzyknął zdenerwowany Brad.
Po tej scence wyszliśmy z Kevinem, całą drogę kazał mi opowiadać o ty co robimy z Bradem i za co go kocham. Wszystko mu wyjaśniłam, powiedziałam, że kocham Brada za wszystko, ale przede wszystkim za to, że jest moim przyjacielem. Gdy doszliśmy już o mojego domu, zaprosiłam go do środka, w końcu kawałek drogi to jest.
- Dobra, kuchnia jest cała, salon też, zgaduję że jadły na mieście.
Gdy skończyłam sprawdzać, czy z domem wszystko w porządku do kuchni wbiegła mama.
- O hej, Madziuchna. Nie za bardzo szalejesz z tymi chłopakami?
- Mamo, Kevin to starszy brat Brada.
- Dzień dobry. Co tak ładnie pachnie?
- Kurczak z ryżem. Tradycyjny, polski obiad.
- Mogę trochę?
- Jasne. - Mama uśmiechnęła się i nałożyła ogromną porcję dla żarłoka. Zauważyłam, że nie zwracają na mnie uwagi, więc poszłam do pokoju. Cały czas słyszałam świergot mamy i Kevina. Wzięłam laptopa i zalogowałam się na Skype'a. Brad zadzwonił do mnie z pytaniem, gdzie Kevin. Zeszłam na dół i pokazałam mu tego żarłoka, który zjadał już trzecią porcję:
- Kev! Nie wyżeraj Magdzi zapasów!
- No co? Muszę! Potem ty przejmiesz ten obowiązek! Pamiętaj, jak dają to bierz, jak nie dają to bierz i uciekaj. - Kevin znów napełnił usta jedzeniem.
Wróciłam na górę. Po chwili rozłączyłam się z nim i zaczęłam rozmawiać z Weroniką. Była małomówna, jakby nie chciała ze mną rozmawiać, a gdy zapytałam o powody jej zachowania, pożegnała się ze mną i rozłączyła się. Było to dziwne. Kiedyś nasze rozmowy trwały godzinami, teraz mniej niż piętnaście minut. Często zapadała niezręczna cisza, bałam się o Weronikę.
Resztę dnia spędziłam na wyganianiu Kevina z domu i oglądaniu filmów. Gdy kładłam się spać dostałam dwa SMS-y. Pierwszy z nich bardzo mi się spodobał i wywołał wielki uśmiech na twarzy, był on od Brada: "Mam nadzieję, że nie umrzesz z głodu po nalocie Kevina, a jeśli tak to wpadaj do mnie, jesteś tu zawsze mile widziana. Kocham cię, mam nadzieję, że będziesz mi się śniła. xoxo" odpisałam: "Ja też mam taką nadzieję. xoxo". Drugi SMS nie był już taki, można powiedzieć, fajny, ponieważ był od Tomka: "Dlaczego nie odbierasz, gdy dzwonię, dlaczego mi to robisz?" nie miałam ochoty dłużej się rozwodzić nad wyjaśnieniami, odpisałam: "Zastanów się i daj mi spokój". Tomek po raz kolejny wyprowadził mnie z równowagi, ale szybko się opanowałam i położyłam spać, w końcu jutro szkoła.
- Pójdę z tobą.
- Nie. Zostań w domu. Poradzę sobie. - uśmiechnęłam się i zeszłam na dół. Od razu powitał mnie radosny świergot starszego z Fields'ów.
- Już idziesz, Madziuchna?Ale Brad nie będzie mnie karmił, zostań.
- No niestety, już muszę spadać. Wiem że z głodu nie umrzesz, żarłoku.
- Ja, żarłok! Ja nie jestem żarłokiem.
- Nie, wcale, no skąd. - uśmiechnęłam się. Chciałam już wychodzić, ale na dół zbiegł Brad.
- Nie idź jeszcze, nie zostawiaj mnie tu z... tym. - wskazał na Kevina który miał buzię zapchaną płatkami.
- Ej! - krzyknął starszy i porcja płatków wysypała się na ziemię. Roześmiałam się i pożyczyłam chłopakom miłego sprzątania, bo Kevin oczywiście nie sprzątnął po śniadaniu, tylko jeszcze bardziej nabałaganił.
- Madziu, nie idź, zostań. - Brad popatrzył na mnie wzrokiem szczeniaczka, często to robił.
- Nie mogę, muszę iść do domu, bo już od dłuższego czasu mnie tam nie było. Boję się, że mama coś zrobiła.
- A co, twoja mama ma jakieś problemy? - zapytał Kev ponownie napełniając buzię płatkami z podłogi.
- Jeszcze nie, ale mogła wysadzić kuchnię podczas gotowania, albo nawet cały dom. - uśmiechnęłam się. - Dobra ja lecę, pa.
- Nie zapomniałaś o czymś? - Brad spojrzał na mnie i już wiedziałam czego chce. Rozłożyłam ręce, żeby go przytulić, jednak przede mną wyrósł Kevin i mocno mnie uściskał. Zaśmiałam się.
- Oj gołąbeczki wy moje, koniec z tym, bo się jeszcze skleicie. Chodź Madziu, odprowadzę cię, a mój kochany braciszek posprząta, bo bardzo dobre śniadanie dzisiaj zrobił. - zaśmiał się i otworzył drzwi. Brad jeszcze raz próbował mnie uściskać, kiedy Kev nakładał buty, ale skończyło się to tak jak poprzednio.
- No brat, daj mi się z Magdzią pożegnać.
- Nie, Madzia jest moja. - Kevin objął mnie w pasie ręką.
- Ty nie przeginaj. - powiedział Brad, był lekko poddenerwowany.
- Dobra, to my idziemy, a ty sprzątaj. Zaraz wrócę.
- Ale ja tu umrę z tęsknoty, jak nie przytulę mojej ukochanej.
- Pozwolisz swojemu bratu umrzeć? zapytałam.
- Nie chcesz znać mojego zdania, Magda. -uśmiechnął się. - No ale dobra, przytulajcie się. Pisnęłam ze szczęścia i rzuciłam się w ramiona ukochanego.
- Normalnie Romeo i Julia w wersji bardziej mdłej. No już odklejajcie się od siebie, bo zaraz zacznę defekować tęczą.
- Pa, skarbie. - powiedział Brad i ucałował mnie czule.
- Pa.
- Pa, skarbie, myszko kochanie, słodziaku, cudo ty moje przesłodziaśne! - zaczął przedrzeźniać nas Kev.
- A co, zazdrościsz?
- No, takiej seksi kocicy. Zawsze i wszędzie.
- Kev! - krzyknął zdenerwowany Brad.
Po tej scence wyszliśmy z Kevinem, całą drogę kazał mi opowiadać o ty co robimy z Bradem i za co go kocham. Wszystko mu wyjaśniłam, powiedziałam, że kocham Brada za wszystko, ale przede wszystkim za to, że jest moim przyjacielem. Gdy doszliśmy już o mojego domu, zaprosiłam go do środka, w końcu kawałek drogi to jest.
- Dobra, kuchnia jest cała, salon też, zgaduję że jadły na mieście.
Gdy skończyłam sprawdzać, czy z domem wszystko w porządku do kuchni wbiegła mama.
- O hej, Madziuchna. Nie za bardzo szalejesz z tymi chłopakami?
- Mamo, Kevin to starszy brat Brada.
- Dzień dobry. Co tak ładnie pachnie?
- Kurczak z ryżem. Tradycyjny, polski obiad.
- Mogę trochę?
- Jasne. - Mama uśmiechnęła się i nałożyła ogromną porcję dla żarłoka. Zauważyłam, że nie zwracają na mnie uwagi, więc poszłam do pokoju. Cały czas słyszałam świergot mamy i Kevina. Wzięłam laptopa i zalogowałam się na Skype'a. Brad zadzwonił do mnie z pytaniem, gdzie Kevin. Zeszłam na dół i pokazałam mu tego żarłoka, który zjadał już trzecią porcję:
- Kev! Nie wyżeraj Magdzi zapasów!
- No co? Muszę! Potem ty przejmiesz ten obowiązek! Pamiętaj, jak dają to bierz, jak nie dają to bierz i uciekaj. - Kevin znów napełnił usta jedzeniem.
Wróciłam na górę. Po chwili rozłączyłam się z nim i zaczęłam rozmawiać z Weroniką. Była małomówna, jakby nie chciała ze mną rozmawiać, a gdy zapytałam o powody jej zachowania, pożegnała się ze mną i rozłączyła się. Było to dziwne. Kiedyś nasze rozmowy trwały godzinami, teraz mniej niż piętnaście minut. Często zapadała niezręczna cisza, bałam się o Weronikę.
Resztę dnia spędziłam na wyganianiu Kevina z domu i oglądaniu filmów. Gdy kładłam się spać dostałam dwa SMS-y. Pierwszy z nich bardzo mi się spodobał i wywołał wielki uśmiech na twarzy, był on od Brada: "Mam nadzieję, że nie umrzesz z głodu po nalocie Kevina, a jeśli tak to wpadaj do mnie, jesteś tu zawsze mile widziana. Kocham cię, mam nadzieję, że będziesz mi się śniła. xoxo" odpisałam: "Ja też mam taką nadzieję. xoxo". Drugi SMS nie był już taki, można powiedzieć, fajny, ponieważ był od Tomka: "Dlaczego nie odbierasz, gdy dzwonię, dlaczego mi to robisz?" nie miałam ochoty dłużej się rozwodzić nad wyjaśnieniami, odpisałam: "Zastanów się i daj mi spokój". Tomek po raz kolejny wyprowadził mnie z równowagi, ale szybko się opanowałam i położyłam spać, w końcu jutro szkoła.
Hejka Wariatki!;* Wróciłam!;D Rozdział jak zawsze świetny! Kevin*-* Czadowy! Dawać mi next, bo coś czuję, że Tomek tu troche namiesza!;D Do zobaczenia w poniedziałek!;((durna szkoła) -nienormalna;*
OdpowiedzUsuńJako, że wspólnie z Kociaukę (nie zamierzam używać nowej nazwy :P) ustaliłyśmy, że za mało komentów, czekamy na minimum 10 komentów pod tym rozdziałem! Cieszę się, że Kevcio się podoba, to było moje zamierzenie :P A i przy okazji, jeśli nasz kochany Świrs to czyta, to w next znajdzie się jej imienniczka :3 Każdy, kto zna Świrsa, od razu się zorientuje, kim jest :P Tak więc jeszcze 9 komentów i odcinek! Nie ma możliwości mniej! Dozo w poniedziałek...
OdpowiedzUsuńTak, tak, tak. Nareszcie jaaaa;** ahh...ciekawi mnie to co zrobi w przyszłości ten Tomek ^^ Już nie mogę się doczekać:D Dawajcie komentarze, bo ja chce już się dowiedzieć kim będę. Może czarnym charakterem xD A może nie..!;D- Świrs
OdpowiedzUsuńZobaczysz jeszcze tyko 8 komentarzy, bez spamu i przynajmniej od 5 różnych osób,a co się będę. Zobaczysz ;) Miejmy nadzieję że ci się spodoba. Do zobaczenia w poniedziałek ;)
Usuń