Rozdział 20.
(Ścieżka 35)
Dwa tygodnie do wakacji! Rozpoczęło się wielkie odliczanie. Tego dnia, po długim spacerze z Bradem, w końcu zawitałam do domu. Jednak, nim weszliśmy do środka, obejrzeliśmy niezwykły spektakl. Mianowicie, zauważyliśmy Kevina w samych bokserkach, tłukącego pięścią o drzwi:
- Jula! Nie rób sceny!
Drzwi na balkon się otworzyły i wypadła przez nie wściekła dziewczyna, trzymając jakieś ubrania.
- Nie rób sceny? Ja? Ja robię scenę? Ja tu rozpaczam! Nie! - wyrzuciła koszulę Kevina - Chcę! - spodnie - Cię! - lewy but - Więcej! - prawy but - Widzieć! - lewa skarpetka - Na! - prawa skarpetka - Oczy! - bodajże zegarek.
Kevin rzucił się ubierać, jednocześnie krzycząc:
- Co ja ci takiego zrobiłem?
- Jeszcze się pytasz? A mówi ci coś imię Suzette?
- Suz... Jezu, Julia! Nic między nami nie zaszło! To tylko znajoma!
- Tak? To co robią ślady szminki na twojej koszuli?
- To była koszula Davida!
- Co robiłeś w koszuli Davida?
- Eee... Poproszę inne pytanie!
- Dobrze! Co robi jej stanik w twojej torbie?
- Mogę telefon do przyjaciela?
- Nie! Co to za stanik? - wyrzuciła powiewającą, czerwoną kulkę za balkon.
- To jest twój stanik!
- Mój??? Ja mam różowy, debilu!
- A to jeden kolor!
- Weź ty się lepiej nie odzywaj! Znikaj mi z oczu i więcej nie wracaj!
- Fajnie! Ale Krakers idzie ze mną!
- Z tobą? Nie ma! Kto jest jego prawnym opiekunem?
- Wzięliśmy go ze schroniska jako para!
- Ale już nią nie jesteśmy!
- Więc Krakers idzie ze mną!
- Na jakiej podstawie tak twierdzisz?
- Jest facetem, tak jak ja! Lepiej się dogadujemy!
- Co ty z psem gadasz?
- W przenośni!
- Kto chciał mu kupić dmuchaną lalkę - psa?
- Ja! No i co!
- Kto mu chciał wlać piwa do karmy?
- Zostawmy to na później!
- Kto...
- Jula, uspokój się! Wyjaśnijmy to sobie!
- Co tu wyjaśniać? WON!!! - Zamknęła się w środku i trzasnęła drzwiami. Kevin westchnął i ruszył w stronę domu.
- To ja może za nim pójdę... - Brad popatrzył na mnie zdezorientowanym wzrokiem.
- Tak, idź. Ja spróbuję wyciągnąć coś z Julki.
Po chwili się ogarnęłam. Przecież ja po zerwaniu chciałam zostać sama i się wypłakać! Wpadłam na pomysł. Nalałam ciepłego rosołu do miski i nie wychylając się, wstawiłam ją do pokoju Julki. Postanowiłam też wziąć Krakersa na spacer, więc zostawiłam karteczkę o odpowiedniej treści i wyszłam.
Na początku zanosiło się na spokojny spacer. Ale niestety, nie dany mi jest spokój.
***
Gdy przechodziłam przez most, nagle zza krzaków wypadł jakiś ktoś. Jakiś ktoś bez ubrań. Nie ma co, przestraszyłam się. Ale popatrzyłam. Ma chłopak ciałko. Jezu, Magda, ogarnij! Zakryłam oczy. Gdy je otworzyłam, kolo stał przede mną, cały czas w pełnej krasie.- Hej! - Goły chłopak się przywitał. Byłam zbyt zdezorientowana, by cokolwiek z siebie wydusić. - Co, zamurowało cię?
- No wiesz, niecodziennie prawie wpada na ciebie całkiem nagi chłopak!
- Och, przepraszam, nie zauważyłem cię. Przegrałem zakład z kolegą. Nie chciałem cię wystraszyć. Och, gdzie moje maniery? Jestem Kieran. - Pocałował mnie w dłoń. Nawet Brad tak nie robi! Nie ma to jak być całowaną przez nagiego i nieznanego chłopaka.
- Magda...
- Magda? Jesteś Polką? - Dżentelmen przemówił po polsku.
- Tak. A ty, skąd znasz ten język? Nie masz polskiego imienia...
- Jestem pół Polakiem, pół Brytyjczykiem. Kieran Szymański.
- Magda Mróz, jak już tak oficjalnie. - Uśmiechnęłam się. Zaczynam lubić tego szaleńca.
- To może ja się ubiorę i pogadamy normalnie?
- Dobry pomysł. - Gdy Kieran się ubierał, szybko zrobiłam w myślach analizę sytuacji. Ładny jest! Ale Brad! Jest Polakiem! Ale Brad!
Wtedy chłopak wyszedł ponownie zza krzaków i ruszyliśmy w drogę, rozmawiając.
- Mogę wiedzieć, co to za okrutny kolega, który każe przegranemu straszyć nago dziewczyny?
- Nie straszyć, tylko biegać! Założyłem się z nim, że uda mi się zaprosić na dyskotekę taką jedną dziewczynę ze szkoły... Nie zgodziła się...
- Przykro mi. Ale, powiem ci, nie wyglądałeś tak źle. - Magda, co ty gadasz? Zamknij dziób!
- Serio? A może ty zechciałabyś pójść ze mną? Dyskoteka jest dzień przed końcem roku.
- Jasne! - Magda! Krakers świadkiem, że zdradzasz Brada!
Spacerowaliśmy jeszcze dobrą godzinę, aż stwierdziłam, że muszę iść do domu. Ten Kieran jest niczego sobie! Co się ze mną dzieje?
(Ścieżka 36)
Było grubo po północy. Ze snu wyrwał mnie dźwięk kamyków uderzających o szybę. Co prawda nie o moją szybę, ale jednak. Podeszłam do okna i odsłoniłam zasłony. Kolejne niesamowite przedstawienie.
Na dworze stał Kevin. Wtedy na balkon wyszła Jula.
- Co ty wyrabiasz pacanie? Ja tu spać próbuję!
- Julio! Jako Keveo...
- Czegoś ty się nawąchał? Jaki Keveo?
- Keveo, bo Romeo mi nijak nie pasuje... Julio! Wybacz mi!
- Jeszcze czego!
- Julio, kochanie! Misiu pysiu! Miłości mego życia!
- Ile wypiłeś?
- Tylko jedną, może dwie, góra trzy...
- Szklanki, flaszki czy beczki?
- No gdzie? Ja tylko soczek i to z zakrętek po Coli piję!
- Wróć jak wytrzeźwiejesz!
Zamknęła drzwi, ale mnie coś tknęło. Zeszłam na dół i otworzyłam mu drzwi. A niech do niej idzie! Położyłam się spać. Rano skontroluję sytuację.
***
Obudziłam się i zajrzałam do pokoju Julii. Razem z Kevinem spali sobie smacznie, a między nim oczywiście Krakers. Nie chciałam przeszkadzać tej słodkiej rodzince, więc dałam im spokój.
***
Został tydzień do końca roku szkolnego. Byłam szczęśliwa, nie powiem. W końcu koniec nauki, ale z drugiej strony, koniec roku szkolnego oznaczał dwumiesięczną rozłąkę z Bradem. A z powrotem z pierwszej strony, spotkam Werkę. Choćby chciała ode mnie uciekać, ja ją dogonię! A co! Dzwoniłam do niej kilka razy, ale, niestety, żadnego kontaktu...
Obudziłam się w poniedziałkowy poranek. Wszystko zapowiadało się cudownie, no, może z wyjątkiem jednego. Niedawno chyba się czymś zatrułam i od kilku dni było tak, że cały ranek byłam dosyć blisko z muszlą klozetową. Nawet nie miałam miętówek, żeby odświeżyć sobie oddech!
W końcu zeszłam na dół, zjadłam jakieś marne kanapki, które po chwili również zwróciłam. Aż zakręciło mi się w głowie. No nic, poszłam do szkoły z pustym żołądkiem, może potem coś zjem.
Po kilku lekcjach mi przeszło, kupiłam sobie bułkę w sklepiku i od razu ją pochłonęłam. Na szczęście, ona zadomowiła się w moim żołądku.
Po skończonych lekcjach skierowałam się z Bradem do jego domu. Kevin zaproponował mi jajecznicę, zjadłam aż dwie porcje. No, jak rano defekuję wszystkim, co zjem, to po południu zżeram za dwie osoby! Nieźle. Potem postanowiliśmy z moim ukochanym posiedzieć w jego pokoju. Weszłam na schody.
- Och... - Zakręciło mi się w głowie. I to nie tak, jak zwykle, tylko tak, że aż straciłam równowagę. Na całe szczęście Brad jak zawsze był w pogotowiu i złapał mnie w ostatniej chwili. Wziął mnie na ręce i zaniósł do pokoju. Wszystko byłoby fajnie, gdyby nie to, że chwilę potem straciłam przytomność. A co gorsza, zdarzało mi się to coraz częściej. Co się ze mną dzieje?
Gdy się obudziłam, obok łóżka siedział Brad, Kevin, mama, Agacia, Zo i Di.
- Co to za zebranie?
- Madzia, ty nie udawaj. Coś się z tobą ostatnio dzieje! - Mama popatrzyła na mnie ze zmartwieniem.
- No wiem, to pewnie to chińskie żarcie.
- Które jadłaś ponad tydzień temu! Kochana, chcesz mi o czymś powiedzieć?
Nie wiedziałam, o co chodzi mojej rodzicielce.
- To może inaczej. Madzia... Czy możecie wyjść? Może tylko Brad zostać, reszta - wynocha! - Zbiorowisko posłuchało mojej mamy.
- Więc o co chodzi? - byłam nieco zdezorientowana, Brad chyba też.
- Dobra, kochani. Wiecie, że ja wiem, co się działo w tamten weekend. W ten po urodzinach Madzi. I bardzo dobrze, że to zrobiliście, bo w końcu Madzia się nauczy.
- Ale o co... Wiesz?
- Tak. Madzia, ja radziłabym ci się zbadać.
- Ale... O Boże! Nie, mamo, to niemożliwe...
- Córcia, ty naprawdę możesz być w ciąży.
Zobaczyłam jeszcze tylko wystraszoną minę Brada i znów straciłam przytomność.
Obudziłam się w białym pomieszczeniu, zapewne szpitalu. Z wyjaśnień mamy wynikało, że przywieźli mnie tu wtedy, gdy straciłam przytomność. Dla pewności, gdy tylko mi się odrobinę polepszyło, zeszłam na oddział ginekologiczny, by się zbadać. No bo co w końcu, kurczę blade!
Po kilku godzinach czekania, no bo to w końcu nie Polska, że się czeka miesiące, w końcu tam weszłam.
- Pani Mróz, mam dla pani dwie wiadomości, dobrą i złą.
------------------------------------------------------
Jeśli macie Twittera to follow me ~ Miss Abstraction ♥♥
@Always_Be_Nice_
Obudziłam się w białym pomieszczeniu, zapewne szpitalu. Z wyjaśnień mamy wynikało, że przywieźli mnie tu wtedy, gdy straciłam przytomność. Dla pewności, gdy tylko mi się odrobinę polepszyło, zeszłam na oddział ginekologiczny, by się zbadać. No bo co w końcu, kurczę blade!
Po kilku godzinach czekania, no bo to w końcu nie Polska, że się czeka miesiące, w końcu tam weszłam.
- Pani Mróz, mam dla pani dwie wiadomości, dobrą i złą.
------------------------------------------------------
Jeśli macie Twittera to follow me ~ Miss Abstraction ♥♥
Jak mogłaś przerwać w tym momencie.??! ;0 Jak.? Rozdział ogólnie spoko, ale ona nie może być w ciąży!! Nie. Brad ją zostawi, a właśnie co jet.? Brad i teraz ten nowy?? Nie przesadzacie? Ale ciąży ma nie być -,-
OdpowiedzUsuńFajnie, że ktoś w końcu jest niezadowolony z rozwoju sytuacji ;) Wielbię cię anonimku <333 Tylko błagam nie mówicie nam co mamy robić, przynajmniej nie używajcie tonu rozkazującego bo to jest dziwne uczucie. Inaczej jest czytać pytania a inaczej czytać rozkazy co do treści. ;)
UsuńAnonimy <33333
A już zwątpiłam w ludzkość!
UsuńKocham Cię, anonimku!
W pełni się zgodzę z Misską, prosimy o nieużywanie tonu rozkazującego, ale KONSTRUKTYWNA krytyka jak najbardziej mile widziana :*
I właśnie po to zrobiłam sytuację ze szpitalem, żebyście się ujawnili, moi Wy niezadowoleni! :**
Ojejku wspaniały *__*
OdpowiedzUsuńUuu ciążaa?...;p
Nieźle...
Czekam na kolejny ;D
Pozdrawiam Bella♥
________
http://imaginy-one-direction-polska.blogspot.com/
http://imaginy-one-direction-polska.blogspot.com/