Rozdział 29.
(Ścieżka 65)
[Magda]
Zemsta na Bradzie jednak nie wyszła. Ale kiedyś to zrobię. Jednak ciężko mi było wymyślić cokolwiek oryginalnego. Wybijanie okien w samochodzie - było - spalenie wszystkich jego rzeczy - było - zemsta wszystkich upokorzonych przez niego dziewczyn - było. Czemu ja nie mam oryginalnych pomysłów? Ale w końcu i tak Wojtek powstrzymał mnie przed tym. Lepiej udać zdenerwowaną na maxa, a w sumie taka byłam.
Nim się obejrzałam, psycholog, pod której opieką byłam od tego nieszczęsnego incydentu z tabletkami, powiedziała, że spokojnie mogę już wracać do szkoły. A tego obawiałam się chyba najbardziej. Przecież w szkole na pewno wszyscy tylko o tym plotkują. A do tego nie uda mi się przemknąć niespodziewanie w tłumie, bo minęły już dwa tygodnie września i wszyscy się zadomowili. Nawet nowi uczniowie. Wszyscy znaleźli sobie już towarzystwo, a ja będę stać sama w kącie.
***
Wraz z momentem przekroczenia przeze mnie progów szkoły, dopadły mnie Zo i Di, wychwalając po raz setny zalety Wojtka i jego urok. Nikt nie rzucał mi ukradkowych spojrzeń, więc odniosłam wrażenie, że może nikt nie wie o tej próbie samobójczej? Chciałam złapać Danielle i obgadać całą sprawę z zachowaniem Brada, ale nigdzie nie mogłam jej zobaczyć.
- Nie wiecie, gdzie jest Dan?
Dziewczyny popatrzyły na mnie, jakbym właśnie zapytała, skąd się biorą dzieci.
- To ty nie wiesz?
Pokiwałam głową.
- To ty nie wiesz?
Pokiwałam głową.
- Bo wiesz... No... - Di wyraźnie się motała.
- No co?
- Przeniosła się do innej szkoły, bo Brad ją upokorzył i chce zacząć życie od nowa. W sensie Dan, a nie Brad. - Zoe jak zawsze oznajmiła to, jakby chodziło o coś banalnego.
- Przeniosła się przez niego do innej szkoły?!
Jednak w tej chwili zadzwonił dzwonek i nie miałam okazji pognać do Brada i wszystkiego mu wygarnąć. A przecież miałam grać wściekłą. I taka byłam.
Gdy weszłam do klasy, bliźniaczki od razu zasiadły w ławce, nawet nie zwracając na mnie uwagi. Westchnęłam. Skoro Dan nie było, to powinna być jedna całkowicie wolna ławka. Wtedy mogłabym spokojnie pomyśleć. Jednak, gdy jej nie znalazłam, zauważyłam nową twarz. A dokładniej chłopaka. Hmm... nowy uczeń, całkiem przystojny. Wysoki, blondyn, ciemne oczy. Całkiem, całkiem. Oby tylko nie okazał się chamem, bo takich nie znoszę.
Rozejrzałam się po pomieszczeniu. Nie było żadnego wolnego miejsca. Nie mając innego wyboru, skierowałam się do ostatniej ławki, po części zajmowanej przez Nowego.
- No siema piękna. Lukas jestem. - posłał mi zawadiacki uśmieszek, w jego mniemaniu chyba uznawany za zniewalający.
Czyli jednak jest bezczelny. Super... Nie odezwałam się do niego ani słowem. Zacisnęłam tysko usta i starałam się nie zwracać na niego uwagi. Gdy zauważył, że z rozmowy nici, też się już więcej nie odezwał. I dobrze.
Lekcja szybko minęła. Wyszłam z klasy razem z bliźniaczkami i zaczęłyśmy rozmawiać. Nic nadzwyczajnego się nie działo. Po chwili usłyszałam ponownie ten sam wysoki baryton, który zdenerwował mnie godzinę temu.
- W tym świetle twój tyłek wygląda genialnie...
Westchnęłam. Chyba nie zamierza dawać mi spokoju. Ale przecież z nim nie mam zakazu się kłócić, to nie Brad.
- To dobrze, bo coś mi się wydaje, że w tym świetle nie będzie widać twojej twarzy, gdy już pokażę ci, co sądzę o twoich "komplementach".
- Groźna jesteś, żabciu...
- Żabcie to są w wodzie. Odwal się, dobrze? - przypieprzę mu zaraz... Jeszcze słowo...
- Spokojnie. Za co ty mnie tak nie lubisz?
- Od razu zacząłeś się do mnie przywalać. Ja nie jestem taka, co po pierwszym uśmiechu i komplemencie idzie z facetem do łóżka. Ty możesz za to wylądować w łóżku. Szpitalnym. - wróciłam do słuchania bliźniaczek, które ciągle trajkotały w najlepsze. Po chwili weszliśmy do stołówki. Akurat miałam ochotę na sałatkę. Jednocześnie nie przestawałam kłócić się z Lukasem.
- Zrozum, że ja chcę tylko z tobą pogadać, Słońce.
- A ja z tobą nie. Dziękuję za bawienie mnie rozmową i do niezobaczenia.
- Nie to nie. A tak w ogóle to masz paskudny charakter.
- Lepsze to niż krzywa gęba, z której cuchnie tanimi papierosami. - wzięłam plastikową miseczkę i udałam się z dziewczynami do stolika. Jednak Pan "Wszystko Wiem Lepiej" nie zamierzał dawać za wygraną.
- Wiesz co? Jak na kogoś, kto całkiem niedawno próbował się zabić, to całkiem nieźle sobie radzisz!
Wtedy wszystkie spojrzenia w stołówce obróciły się w moją stronę. Nawet bliźniaczki spojrzały zdziwione. Czyli nikt nie wiedział. Aż do teraz.
Cała się zagotowałam. Niewiele myśląc, wyrzuciłam całą zawartość miseczki na mojego nowego wroga. Z resztą nawet nie byłam już głodna. Ten sos winegret dużo lepiej wyglądał, ściekając po koszulce Lukasa. Rzuciłam mu jeszcze zabójcze spojrzenie i wyszłam z pomieszczenia, kierując się w stronę damskiej toalety. Po drodze łzy zaczęły strumieniami wypływać z moich oczu. Jak on mógł? A poza tym, skąd on to niby wiedział? Muszę się go kiedyś zapytać. Nie! Ja już nigdy się do niego nie odezwę!
[Jula]
(Ścieżka 66)
Wyjeżdżam. Daleko. Najlepiej do Ameryki, bo tam mnie nikt nie znajdzie. A tym bardziej Kevin. Nie mogę spojrzeć mu w oczy po tym incydencie na imprezie. Czemu ja wtedy odmówiłam? Przecież go kocham i chcę być z nim już zawsze! Ale w sumie... Jest jedna rzecz, która... sprawiła, że spanikowałam. Na szczęście nikt nie wie o tym, że zarezerwowałam samolot. I dobrze. Spakowałam się i wyszłam z domu.
***
Gdy usłyszałam komunikat o odlocie mojego samolotu, po prostu się popłakałam. A może ten wyjazd to nie był jednak taki dobry pomysł? Może powinnam zostać i porozmawiać z Kevinem? Nie, nie dam rady. Uciekam.
Od wejścia za bramkę dzieliło mnie kilka kroków.
- Julkaaa!
Moje serce załomotało jak szalone. Kevin!
Obróciłam się i zobaczyłam jego sylwetkę pędzącą ku mnie. Nie zastanawiałam się nawet, czy mogę spojrzeć mu w oczy. Po prostu zostawiłam walizki na środku przejścia i rzuciłam się w jego kierunku. Byłam taka szczęśliwa, nie myślałam, co robię. Rzuciłam się w jego ramiona. Wirowaliśmy tak przez chwilę w miejscu, jak to bywa w filmach. Niczego więcej nie brakowało mi do szczęścia.
***
- Jula... Czemu odmówiłaś i uciekłaś?
I stało się. Musimy porozmawiać. Po zrobieniu sceny na lotnisku zabrałam swoje rzeczy i wyszliśmy z budynku. A teraz wracaliśmy piechotą do domu. Kevin oczywiście nie przyjął sprzeciwu i sam ciągnął moje walizki. A teraz... Trzeba mu się przyznać. Ale jak? Prosto z mostu? Czy najpierw przygotować grunt? Jak na moje zawołanie, Kevin podsunął mi rozwiązanie.
- Wal bez owijania w bawełnę.
OK. Sam chciał.
- Kocham cię i chciałam powiedzieć "tak", ale spanikowałam. Bo... Kilka godzin przed imprezą ja... Wiesz...
- Co? Powiedz mi, proszę. Masz innego?
- No skąd! Oczywiście, że nie. Ja po prostu... - Dobra, Jula, od razu! - Jestem w ciąży.
Kevin przystanął. Miał minę, jakby go piorun trzasnął. Dałam mu chwilę do przyswojenia sobie tej wiadomości.
- Ttt... Alll... Eee...
- Tak, nasze.
- Kiedy... Zamierzałaś mi powiedzieć?
- Najpierw musiałam to sobie przyswoić. Sama nie mogłam w to uwierzyć.
- I odrzuciłaś wtedy oświadczyny, bo... spanikowałaś? Bałaś się, jak zareaguję, gdy się dowiem?
- Coś w tym stylu.
- Julia - przyciągnął mnie do siebie - Dobrze wiesz, że cię kocham, i to najmocniej na świecie. Ba, ty jesteś moim światem. To, że będziemy mieli dziecko, tylko to pogłębia. Jestem szczęśliwy na maxa. Może to nie jest najlepszy moment, a to nie najlepsza okolica, ale...
Wiedziałam, co chce zrobić. Przyklęknął, złapał mnie za rękę i zadał po raz kolejny to pytanie, które zawsze chciałam usłyszeć z jego ust:
- Julio, wyjdziesz za mnie? Nie mam przy sobie pierścionka, ale jak tylko go znajdę to podaruję ci go. To jak?
- Lepszego miejsca nie mogłeś wybrać? No oczywiście, że tak!